Jeżeli potrzebujesz wsparcia psychicznego, czujesz się źle w jakikolwiek sposób, masz myśli samobójcze, przestajesz widzieć sens w swoim życiu, masz problem z własną tożsamością - nie wahaj się i napisz do mnie na zellie@interia.pl lub w prywatnej wiadomości na twitterze @zachthemoth. Obiecuję, że odpiszę i postaram się pomóc.

sobota, 23 sierpnia 2014

chapter IX

[Gerard]

Dlaczego jesteście smutni?

Gerard patrzy ze zmarszczonymi brwiami na małego, może 7-letniego chłopca, który zagrodził im drogę. Dzieciak stoi z wydętą wargą i rączkami założonymi na piersi, wpatrując się w nich wyczekująco i najwidoczniej oczekując odpowiedzi. Way nie cierpi małych dzieci, ich bezpośredniości i wszystkich tych niewygodnych pytań.

W parku jest ten stary, skąpy, poobdzierany plac zabaw. Stoi tu od zawsze i Gerard nie pamięta, żeby ktokolwiek kiedykolwiek go używał. Piasek, którym niegdyś wyłożone było podłoże w tym miejscu już dawno porosły trawa i chwasty. Jak wielkie było jego zdziwienie, kiedy jakiś chłopiec zeskoczył z karuzeli w biegu i stanął im na drodze, zostawiając zabawkę obracającą się coraz wolniej i skrzypiącą głucho.

„Dlaczego jesteście smutni?”

Chłopak zdaje sobie sprawę, że Frank poczuł przez chwilę to samo co on sam – to dziwne zaskoczenie, pewien podziw dla malucha za jego spostrzegawczość i domyślność. Dlatego obaj milczą, dlatego wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.

Czemu są smutni?

Gerard wie, czemu jest smutny. Bo nienawidzi tego przegniłego społeczeństwa, bo jest samotny, bo nie rozumie tego niesprawiedliwego świata, bo nie akceptuje samego siebie i czuje się niewystarczająco dobry, bo nie radzi sobie w szkole tak dobrze jak by chciał.

Czemu Frank jest? Way nie zna go dobrze; prawie wcale go nie zna, jednocześnie wiedząc o nim więcej niż ktokolwiek z jego kolegów. Właśnie, oni są z pewnością są powodem do smutku. Jest też ojciec Iero, cała jego sytuacja w domu. I pewnie mnóstwo innych spraw, o których Gerard jeszcze nie wie. Jeszcze. Ale się dowie, to jego nowy cel.

– Życie trochę nas poturbowało, mały – odpowiada w końcu Frank, głosem delikatnym niczym eteryczna śnieżnobiała mgła z rana unosząca się nad polami. Przez głowę Waya przelatuje myśl, że wiele by dał, żeby Iero kiedykolwiek odezwał się do niego tym tonem. Szybko tłumi ją jednak w zarodku, potrząsa głową niczym postaci z kreskówek i lokuje spojrzenie w czubkach swoich butów, pozwalając niższemu chłopakowi poprowadzić konwersację z tym dzieciakiem.

– Co to znaczy „poturbowało”?

– Nie ułożyło się. Wiesz, mały, dokonaliśmy kilku złych wyborów, parę razy się potknęliśmy... tak wyszło.

– Nie możecie tego naprawić? – Twarz dziecka wyraża dogłębne zmartwienie.

– Próbujemy – wtrąca niespodziewanie Gerard. Przez chwilę patrzy na chłopca, by potem przenieść świdrujące spojrzenie na Franka, który z zarumienionymi policzkami, wilgotnymi włosami i skupieniem wymalowanym na twarzy wygląda doprawdy uroczo.

– Próbujemy – powtarza, patrząc Wayowi prosto w oczy. Czarnowłosemu drga kącik ust. Frank uśmiecha się pod nosem i przenosi spojrzenia na dziecko. – Wywiad skończony, mały? Możemy iść?

Chłopiec kiwa niepewnie głową, nie spuszczając z nich uważnego wzroku. Way bez chwili zwłoki wymija go i rusza przed siebie, zwalniając na chwilę, by Iero na swoich krótkich nogach mógł go dogonić.

– Zaraz, czekajcie!

Nim zdążą się obejrzeć, malec wbiega między nich niczym ludzka torpeda i chwyta ich za dłonie. Gerard jest zszokowany jego śmiałością, już zdążył zapomnieć, jak beznadziejne w tej kwestii są małe dzieci. Próbuje wyszarpnąć się z uścisku małej mokrej rączki,  ale chłopiec jest zbyt zdeterminowany, bo mu na to pozwolić. Stara się za to zajrzeć czarnowłosemu w oczy, ten jest na szczęście mistrzem w unikaniu ludzkich spojrzeń. Kątem oka dostrzega, że zamiast niego malec łapie kontakt wzrokowy z Frankiem.

– Musicie mi obiecać, że nie będziecie nigdy bawić się w anioły.

– Co masz na myśli?

– Nie wiesz? To ci opowiem. Kiedyś szedłem chodnikiem i widziałem jak pan skacze z budynku. Chciałem podejść bliżej i zobaczyć, czy z nim w porządku, ale było tam za dużo ludzi. Więc spytałem jakiegoś pana obok mnie, czemu ten pan skoczył z budynku i czy nic mu nie jest. Wtedy ten pan powiedział: „Niektórzy bardzo smutni ludzie lubią bawić się w anioły, skaczą wtedy i udają, że potrafią latać, ale nigdy im się to nie udaje”. Potem okazało się, że ten pan, który bawił się w anioła nie żyje. Rozumiecie to? To strasznie smutne i dlatego teraz musicie mi obiecać, że nigdy tego nie zrobicie.

Gerard jest porażony, staje z wytrzeszczonymi oczami i tym dziwnym kłującym uczuciem w sercu. Patrzy na Franka, potem na chłopczyka i znowu na Franka – obaj zatrzymali się chwilę po nim. Historia, którą właśnie usłyszał, nieprawdopodobnie nim wstrząsnęła. Nie chodzi o samą jej treść, a fakt, że opowiedział ją paroletni dzieciak.

– To co, obiecujecie? – Chłopczyk uśmiecha się niepewnie, odgarniając jasne włoski z czoła. Way przygryza wargę, ma to dziwne uczucie, że nie powinien okłamywać tego malucha. Tak, w jednej chwili czuje w stosunku do niego nawet skrawek sympatii.

– Obiecujemy? – Gerard zerka pytająco na Franka. Tak, potrzebuje jego aprobaty. Gdyby był tu z inną osobą, nie zadałby tego pytania, a zrobił to, co sam uznałby za słuszne. Przyłapuje się jednak na tym, że bardzo nie chce zrobić czegoś, co mogłoby w jakiś sposób urazić albo rozgniewać Iero.

– Obiecujemy.

– Na mały palec? – Dzieciak wyciąga w ich stronę dłonie z wyprostowanymi małymi paluszkami i przenosi wyczekujące spojrzenie to na Franka, to na Gerarda. Way obserwował, jak Iero z ciepłym uśmiechem zaciska swój mały palec wokół tego należącego do chłopca, by po chwili wahania wykonać ten sam gest.

– Na mały palec.

– Świetnie! – Oczy dziecka błyszczą radośnie. – Odprowadzę was jeszcze kawałek, a potem wracam do zabawy.

Gerard krzywi się, gdy mała rączka znowu wślizguje się w jego własną dłoń i zaciska na niej palce. Jest zdziwiony całą sytuacją, zachowaniem chłopca, jego bezpośredniością i tą dziwną, jakby wrodzoną mądrością, która wręcz od niego emanuje. Dziecko jeszcze przez chwilę kroczy, ciągnąc ich za sobą, rozbryzgując kałuże wody i widocznie czerpiąc z tego radość, aż w końcu zatrzymuje się i z poważną miną oświadcza:

– Tu was zostawię. Nie zapominajcie o obietnicy i więcej się uśmiechajcie. Jesteście fajnymi gościami. – Tu chłopiec unosi głowę i rzuca im radosny uśmiech. O ile Frank troszkę nieudolnie go odwzajemnia, o tyle twarz Gerarda pozostaje bez wyrazu. – Nie zapominajcie, że macie siebie.

Po tych słowach malec przyciąga dłonie Iero i Waya do siebie nawzajem, wciąż ściskając je paluszkami, a potem zmienia chwyt i z wystawionym ze skupienia językiem, jak gdyby nigdy nic splata ich palce ze sobą.

Gerard przez chwilę nie ma pojęcia, co się dzieje, a potem zdaje sobie sprawę, że ciepły dotyk na jego dłoni to dłoń Franka i czuje to znajome uderzenie ciepła do głowy i skok ciśnienie, w jednej chwili atakują go gwałtowne przerażenie i osobliwa ekscytacja. Nie wie co robić, czy powinien wyszarpnąć dłoń z uścisku zaraz gdy małe rączki chłopca ich puszczą, czy zrobić to dopiero gdy dziecko odwróci się, żeby nie robić mu przykrości. Nie wie czy Frankowi to przeszkadza, za to sam orientuje się, że uważa to za najprzyjemniejszą rzecz, jaka przydarzyła mu się w ciągu ostatnich trzech lat. Jego umysł zamienia się w płynną rzekę chaotycznych myśli.

Ręce chłopczyka znikają, uścisk Iero pozostaje, to jedyne, co rejestruje mózg Waya. Potem zauważa też radośnie uśmiechające się dziecko i Franka dziarsko odwzajemniającego ten uśmiech i sam też się uśmiecha, mimowolnie i zupełnie szczerze.

Nie obchodzi go, jak dziwnie muszą wyglądać – dwóch ubranych na czarno, szczerzących się nastolatków w środku parku, trzymających się za ręce i mały chłopiec, który ich do tego skłonił. Obchodzi go za to jak najbardziej uczucie kiełkowania w klatce piersiowej i ta dziwna gula w gardle. Obchodzą go szczupłe, swojsko ciepłe palce Franka, spięte w ciasnym uścisku z jego własnymi. Jest oszołomiony, ale w pozytywnym znaczeniu.

Wszystko pryska, kiedy chłopiec macha im i odchodzi. Przez chwilę jeszcze stoją beztrosko, patrząc za nim błyszczącymi spojrzeniami, a potem uderza w nich niezręczność tej sytuacji. Gerarda znowu uderza to beznadziejne poczucie niezrozumienia. Czuje, że zarówno on jak i sam Iero mogliby stać w tej pozycji jeszcze przez długi czas. Bo to przyjemne. Bo to im się podoba. A jednak im nie wolno, dlatego że... dlatego, że nie wypada.

I Way ma naprawdę silną ochotę pierdolić wszelkie zasady i przyciągnąć chłopaka jeszcze bliżej, znowu go przytulić, poczuć jego miękkie ciało tuż przy swoim, objąć go ramionami i nie pozwolić mu ruszyć się o krok. To jest to o co jego mózg silnie się dopomina, w ten dziwny kłujący sposób, w jaki dopomina się o codzienny dotyk żyletki na skórze. Uzależnienie. Miłość. Ale czy to nie to samo?

Wszystkie te myśli przepływają przez jego umysł w ułamku sekundy, po którym jak oparzony puszcza rękę Franka. „Co ja, kurwa, wyprawiam? Nie mogę sobie na to pozwolić. Nie znam go. No... znam, ale cholera, nie tak jakbym chciał... A może właśnie  w ten sposób? Ale wciąż nie wiem, czy nie robi sobie ze mnie żartów, czy to wszystko nie jest jakimś perfidnym podstępem, marną intrygą uknutą w gronie jego znajomych, żeby jeszcze bardziej mnie upokorzyć. To byłoby przecież tak bardzo w ich stylu.”

– To był najdziwniejszy dzieciak jakiego w życiu widziałem.

– Tak.

– Chociaż pod jakimś względem przypomina mi... nas?

– Tak.

Gerard nie potrafi wykrzesać z siebie niczego więcej. Ma ochotę mówić, ma w głowie ułożone całe rozległe odpowiedzi, ale jest w stanie przecisnąć ich przez gardło. Boi się, że jego zdanie mogłoby nie spodobać się Frankowi, że mogłoby stać się powodem do sprzeczki, że po wypłynięciu z jego ust okazałoby się po prostu głupie. Chce utrzymać sympatię Iero, bo to jedyna osoba, która takową sympatię mu okazywała.

W jednej chwili połyskujące oczy towarzysza zachodzą Wayowi drogę. Frank stoi blisko, ale nie zbyt blisko. Na samej granicy strefy przyjacielskiej. Gerard przez chwilę wbija wzrok w ziemię, próbując zignorować zaistniałą sytuację, ale nagły impuls rozkazuje mu wbić spojrzenie w oczy chłopaka.

Nie tonie w nich w ten sposób, w jaki robią to nastolatki w książkach – że wszystko poza nimi nie przestaje nagle istnieć. Wciąż stoją w wilgotnych ubraniach w trochę obskurnej uliczce parku, w powietrzu wciąż utrzymuje się zapach deszczu, Gerardowi wciąż jest zimno, więc zaciska dłonie w kieszeniach w pięści i podkurcza palce stóp. Mimo to ich spojrzenia krzyżują się i Way znów może przypatrzeć się piwnemu kolorowi oczu towarzysza. Są piękne, to już wie. W tym świetle nie wyglądają tak, jak wyglądały przy jarzeniówce w szkolnej toalecie. Teraz są ciemniejsze, owiane tą dziwną aurą tajemnicy. I to mu się bardzo podoba.

– Czy ty się skrępowałeś, „emo pedale”? – pyta wreszcie miodowooki, uśmiechając się półgębkiem. Gerard odwzajemnia ten uśmiech w swój cyniczny, pozbawiony wesołości sposób.

– Jak cholera.

A potem odwraca się na pięcie i bez uprzedzenia szybkim krokiem rusza przed siebie. Stracili już zbyt dużo czasu na pogawędkę z jakimś bachorem, niedługo zacznie się ściemniać.



[Frank]

Gerard zabiera go do salonu gier.

Wie o tym już gdy skręcają we Floyd Street, jego przypuszczenia potwierdzają się, gdy widzi stary neonowy szyld z napisem „VIDEO GAMES”, a potem gdy Way popycha przed nim obklejone naklejkami drzwi.

Uderza go eksplozja natrętnych automatycznych dźwięków, migających diodek i światełek, kolorów i zapachu gumy do żucia. Uderzają go spojrzenia, ale są zbyt szybkie, by wyłapać jakieś pojedyncze. Zamyka na krótką chwilę oczy i pozwala się pochłonąć do reszty tej atmosferze. Nie pyta, nie musi, nie ma ochoty.

Jest świetnie.

Nie był tu od czasów dzieciństwa.

Nie oglądając się na towarzysza podchodzi do pierwszego lepszego automatu i delikatnie, wręcz z namaszczeniem gładzi jego masywną konstrukcję. Maszyna wydaje mu się zatrważająco mała, gdy ostatnio tu był musiał wspinać się na palce, by dosięgnąć wszystkich jej przycisków. Teraz może bez większego wysiłku nacisnąć je, wszystkie po kolei i usłyszeć jak ich ciche kliknięcia toną w morzu innych dźwięków.

– Trafiłem?

Głos Gerarda jest elektryzująco zmysłowy, kiedy rozbrzmiewa tuż przy uchu Franka, muskając je ciepłym oddechem. No tak – przekrzykiwanie tego harmideru nie byłoby w jego stylu, musiał więc tak nienaturalnie się zbliżyć, na tyle, by wywołać krótki dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa Iero.

– W dziesiątkę. – Frank nie może powstrzymać szerokiego uśmiechu wpełzającego na wargi. Wie, jak wygląda w sytuacjach, gdy jest autentycznie szczęśliwy – jak ucieszony nową zabawką szczeniaczek. Zastanawia się przez ułamek sekundy, czy Gerard nie uzna tego za irytujące albo dziecinne, ale jedyne co czarnowłosy robi, to nieco zblazowane, ale szczere odwzajemnienie uśmiechu. Iero zdaje sobie sprawę, że wcześniej nigdy nie widywał go uśmiechającego się tak naprawdę. Jeśli już to z ustami wygiętymi w tym cynicznym, pełnym bólu i złośliwości grymasie. Idąc tym tropem, Frank jest jedyną osobą, która wyzwala w nim pozytywne emocje.

– Kompletnie zapomniałem o tym miejscu. Przychodziłem tu, gdy byłem małym chłopcem. Nic się nie zmieniło.

– Nawet twój wzrost.

Frank posyła towarzyszowi teatralnie zbolałe spojrzenie, co chłopak odwzajemnia właśnie TYM cynicznym półuśmiechem i uniesieniem brwi. Przez chwilę mierzą się rozbawionymi spojrzeniami, i ta chwila staje się kolejną z  i c h  chwil. Różowawe światło pada z ukosa na Gerarda, rzucając cienie na jego twarz w ten sposób, że chłopak wygląda jeszcze bardziej tajemniczo. „I pociągająco” – krzyczy głosik w jego głowie, ale Iero dusi go w samym zarodku. Zastanawia go, czy przypadkiem kompletnie nie wygląda głupio – z wilgotnymi włosami, tym infantylnie roześmianym wzrokiem i jakimś dziwnym światłem zapewne eksponującym wszystkie wady struktury jego twarzy.

Te przemyślenia nie zostają jednak na długo w jego umyśle, bo dostrzega tę nutkę w spojrzeniu Waya. Błysk zmieszanych podziwu i rozczulenia. Zanim jednak Frank zdąży właściwie to zinterpretować, Gerard spuszcza wzrok, by wrzucić do automatu przy którym stoją monetę. Z wnętrza maszyny  dobiega seria dźwięków przypominających UFO, zapalają się wcześniej zgaszone diodki.

– Ale nie martw się, lubię niskich facetów.

– Pedał – śmieje się Frank, udając, że uwaga towarzysza wcale nie przyprawiła go o kolejny dreszcz.

Nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Jest idealnie. Ich relacja już jest tak niesamowicie otwarta, a to przecież dopiero początek. Iero wie, że nie musi udawać, wie, że jest akceptowany właśnie takim jakim jest. I ma wrażenie, że Way czuje się bardzo podobnie. Właśnie o to mu chodziło, taką przyjaźń zawsze chciał uzyskać.

– Umiesz w to grać? – pyta Gerard, ignorując jego wcześniejszą uwagę. Frank zerka na tytuł gry i widniejącego obok niego kosmitę ze znakiem zapytania nad wielką, zieloną głową.

– Hesitant Alien? Nie, pierwsze słyszę.

– Ja też nie – komentuje Way, a potem wzrusza ramionami i naciska przycisk startu.

Ø

To była najlepsza godzina w życiu Franka.

Niczym dzieci biegali od automatu do automatu, marnując kolejne dolary na granie w gry o kosmitach i zombie, w te dziwne symulatory motocykli i samochodów. A potem znaleźli cukierkową grę o jednorożcach i Gerard grający w nią ze swoją grobową miną i urodą wampira był w tamtej chwili najbardziej uroczym gejem na świecie. Po czterech próbach Iero udało się wygrać maskotkę Yody w tym dziwnym automacie ze stalowymi szczypcami. Po tym, jak Way z maślanym spojrzeniem zakrzyknął, że uwielbia Gwiezdne Wojny, pluszak bez wahania został przekazany w jego ręce. Po chwili wahania Frank został obdarzony najszczelniejszym i najwdzięczniejszym uściskiem, w jaki ktokolwiek kiedykolwiek go przytulił.

Świat opatulony jest już ciemną pierzyną nocy, gdy zmęczeni i pozbawieni wszelkich drobniaków opuszczają lokal. Cisza, która nastaje nagle po godzinie spędzonej wśród natrętnych dźwięków świszczy Frankowi w uszach. Jest dziwnie odrętwiały, oczy szczypią go od zbyt długiego wpatrywania się w jaskrawe kolory, ale jednego jest pewien. Jest w stu procentach szczęśliwy.

– Odprowadzę cię – oznajmia Gerard, a potem ramię w ramię kroczą w dół ulicy, raz po raz tonąc w światłach ulicznych latarni. Zalega to nieprzyjemne milczenie; obaj chcą jakoś skomentować dzisiejszy dzień, ale jakby boją się, że zniszczą całą otoczkę szczęśliwości, w jakiej tkwią. Iero nie wytrzymuje długo.

– To było świetne – chichocze i przenosi migoczące spojrzenie na towarzysza, by zobaczyć jego reakcję. Way nie patrzy na niego, ale spuszcza głowę i uśmiecha się pod nosem.

– To dzięki misiowi.

Śmieją się, a potem znów idą w milczeniu. Frankowi przemyka przez głowę, że panująca atmosfera jest całkiem romantyczna. Ciemna noc, mało uczęszczana ulica, cichutkie cykanie świerszczy ukrytych w trawniku po ich lewej stronie. Walczy z ochotą złapania Gerarda za rękę, tak jak robili to dzisiaj w parku. Nawet nie w romantyczny sposób, a w czysto przyjacielski. Dziewczyny często tak robią, więc czemu im nie wolno? To daje niesamowite uczucie bliskości drugiej osoby.

Jest bardzo bliski zdecydowania się, już nawet drga mu ręka, ale wtedy Way się odzywa i Iero całkowicie tchórzy.

– Słuchaj, Frank, ja... chciałbym żebyś wiedział, że... jestem tu, dobra? Dla ciebie. Zawsze. I jeżeli kiedyś będziesz chciał podzielić się jakimiś przemyśleniami, wyżalić, cokolwiek, to nie zapominaj, że jestem gotowy wysłuchać cię w każdej chwili.

W jego głosie słychać napięcie, widać, że Gerardowi strasznie ciężko wypowiadać te słowa. Dlatego Frank jeszcze bardziej docenia, że chłopak zebrał się na powiedzenie ich. Sam nie wie, co powinien odpowiedzieć, posyła więc towarzyszowi niepewny uśmiech.

– Jasne. Dziękuję.

Way kiwa głową i zerka na Iero z nieodgadnioną miną, by po chwili wrócić do wpatrywania się w chodnik, po którym kroczą. Resztę drogi spędzają w milczeniu.

Ø

[Gerard]

Nie potrzebował całej wieczności żeby zrozumieć, że jest zupełnie zauroczony Frankiem. Nie pisał o tym w pamiętniku, nie zwierzał się przyjaciółce – być może dlatego, że żadnej nie posiada, nie był zagubiony w uczuciach jak nastolatki w książkach. Bardzo szybko to do niego dotarło, najpierw podświadomie, potem już zupełnie otwarcie. „Zdiagnozował” u siebie to uczucie motylków w brzuchu bez większych trudów.

Nigdy nie wyobrażał sobie siebie z chłopakiem. Dobrze wie, że jest gejem – nie mogłoby być inaczej, bo jeszcze bardziej nie wyobraża sobie siebie z dziewczyną. Po prostu nie był w stanie wykreować w umyśle postaci faceta, który zechciałby go takiego jakim jest, ze wszystkimi bliznami i zaburzeniami. Nie był, ale potem spacerowym krokiem w jego życie wkroczył Frank.

Frank, chłopak trzymający się życia niczym tonący brzytwy, chociaż tak bardzo dostał od niego w kość. Frank, chłopak o błyszczących oczach. Frank, mimo niskiego wzrostu dziwnie nad Gerardem dominujący. Frank, z którym jakimś cudem nie zauważali się nawzajem przez trzy lata. Frank wiecznie denerwujący się na ludzi, którzy źle wymawiają jego nazwisko. Frank zmuszony do stałego zakładania maski przed znajomymi. Frank ukrywający gorycz gdzieś głęboko w sercu.

Takim Gerard go kocha. Kocha go. Mimo wszystko i dzięki wszystkiemu.

_____________________

Proszę bardzo. Macie fluff, macie zauroczenie, macie trzymanie się za ręce. Macie też perspektywę obu chłopców i miejsce odmienne od szkoły/domu. Wreszcie wysiliłem się na różnorodność i jestem z siebie troszkę dumny.
To ma być rekompensatą za długie oczekiwanie na kolejny rozdział, którego pewnie znowu doświadczycie, bo moja poturbowana psychika raczej nie za dobrze zniesie szkołę.
Dziękuję Wam wszystkim za komentarze, komentujcie dalej, SPODZIEWAM SIĘ WYLEWU SZCZĘŚCIA I FANGIRLOWANIA POD TYM ROZDZIAŁEM!!!!11ONE I mean it, jesteście świetni i Was kocham.
Przepraszam za wszystkie błędy, nie mam już siły ich sprawdzać.

19 komentarzy:

  1. Kocham, kocham, kocham.
    Ten rozdział sprawił, że coś się we mnie skręciło.
    Ksjdkfivovfeosowndnocfojdsjwj
    Nie jestem dobra w pisaniu długich komentarzy, więc skleje kilka zdań.
    Byłam zaskoczona rozdziałem i naprawdę się ucieszyłam, że to nie zwidy. Teraz, zupełnie jak zawsze, żałuję, że nie czytałam go wolniej, bo przede mną okres czekania. Z jednej strony to dobrze, muszę opanować tęczę, która wypływa mi z ucha. Chapter uroczy, ale takiego mi brakowało, zwłaszcza dzisiaj.
    Życzę weny, chwil wolnego czasu i miłego rozpoczęcia szkoły (jeśli oczywiście "miły" i "rozpoczęcie szkoły" można użyć w jednym zdaniu.
    Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG. Ten rozdział jest od początku do końca idealny i w cholerę cudowny, to się aż w głowie nie mieści. ♥ Motyw z dzieciaczkiem jest najpiękniejszym, jaki czytałam chyba od czasów... Od zawsze, no. No i jeszcze trzy razy tak, za słodycz i uroczość (jest takie słowo?), wylewające się z każdej litery, spacji i znaku interpunkcyjnego. ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. *wylew szczęścia i fangirling*
    OJEJU. Genialny rozdział. Najpierw ten dzieciak i jego historyjka z aniołem jakoś tak mną wstrząsnęły. Dziwny był ten dzieciak. A potem ten salon gier. Takie przejście ze smutku i melancholii do radości w czystej postaci. Super :3 "Hesitant Alien"? Haha.
    Dobrze, że urozmaiciłaś miejsca. Faktycznie, ciągłe szkoła -> dom może nudzić.
    No to tyle ode mnie. Czekam bardzo na kolejny rozdział. Oby był równie dobry, co ten :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielbie cię całym moim fangirlowym serduszkiem 💗😭
    Dziękujedziękujedziękujedziękuje

    Uwielbiam tego frerarda. Szkoda że znowu musimy czekać ale dobrze cie rozumiem. Jestem ciekawa co będzie dalej. 😸💖

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja dawno tu nie komentowałam o.O
    Jeeej, jaki ten rozdział był świetny! <3
    Miło było poczytać o frankowym szczęściu takim prawdziwym. Potrafiącym cieszyć się z drobnostki. Czytając to, wyobrażałam sobie ten jego zaciesz na twarzy, uśmiech od ucha do ucha i uśmiechałam się razem z nim. Naprawdę, rozdział bardzo mi się podobał. Ta scenka w parku również. Ten chłopiec na początku mnie nieco zdziwił, bo wiesz... Ja to bym się nawet nieco wystraszyła, jakby jakiś dzieciak podszedł do mnie sam w parku i by zaczął jakieś takie egzystencjalne wywody głosić, masakra - creepy :O No ale potem się przyzwyczaiłam i nawet cieszyłam, że taka postać się w tym rozdziale pojawiła. Szacunek, kochana ;)
    No i scenka z łapaniem za ręce - awww :3
    Bardzo lubię tego Frerarda i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. A tymczasem zapraszam na mojego bloga, gdzie pojawił się tak długo wyczekiwany rozdział IV.
    Pozdrawiam i kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka, dawno mnie tu nie było, nie wiem nawet czy mnie pamiętasz. Ostatnimi czasu nie miałam komputera, wciąż zresztą nie mam, więc nie komentowałam, ale ten rozdział był taki fluffiasty, taki perf, że... NO CHCIAŁAM TYLKO TO NAPISAĆ, ŻEBYŚ WIEDZIAŁA, ŻE MI SIĘ PODOBAŁ, I ŻE PRAGNĘ TAKICH WIĘCEJ. W ogóle to w momencie, kiedy tamten chłopiec złączył ich dłonie to się popłakałam, ale cicho. No, życzę dużo weny oczywiście iiii wytrwałości w nadchodzącym roku szkolnym, o.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham, uwielbiam. :3
    Świetność tego rozdziału nie zna granic! Ten chłopiec był naprawdę dziwny, nie wiem może nawet mądry? To było takie urocze, jak złączył ich ręce w uścisku, mogłabym przeczytać ten rozdział milion pięćset sto dziewięćset razy, a i tak by mi się nie znudził! Nie mogę się doczekać następnej części :)
    Duuuużo w sruuu weny życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Pozostało tylko czekać na kolejny rozdział ;-;

    OdpowiedzUsuń
  9. Aww. To było urocze :3 mam nadzieje że dasz rade szybko napisać nowy rozdział bo żadne polskie ff nie spodobało mi sie tak bardzo jak twoje. Zawsze pozostają mi te po angielsku i włosku. Oh well.. ;-;

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam :)
    W sumie, na tego frerarda natknęłam się wczoraj wieczorem a właściwie w nocy bo było nieco przed pierwszą. Parę godzin temu na WOS-ie pochłonęłam ostatni rozdział. Żebyś ty widziała moją reakcję, wyglądałam jak dziecko szczęścia, dobrze że nauczycielka niczego nie zauważyła :3

    Ujmę to tak - TO JEST CUDOWNE, wciąga od samego początku, sprawia że chcesz czytać dalej i dalej. Też kiedyś pisałam opowiadania, mam mały zapęd pisarski ale jak przeczytałam to, dochodzę do wniosku, że czegoś tak świetnego nie potrafiłabym napisać. Także no, jestem pełna podziwu moja droga, łał, szacun itp.

    Szkoda że będę musiała jeszcze trochę poczekać na następy rozdział ale jakoś tak wiem że będzie tego wart ;)) Życzę weny i wytrwałości (gimnazjum ssie ale wytrzymasz).

    OdpowiedzUsuń
  12. CUDOWNE aż mi tak ciepło w sercu. Wczoraj dopiero odkryłam i już nie mogę żyć bez. :) aw

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam c:
    Dzisiaj jednym tchem przeczytałam całą opowieść i mam wielką nadzieję, że kolejne rozdziały będą coraz lepsze. Jest genialnie! To najlepszy ff, jaki czytałam! Taki uroczy, doskonały. Jako 'koleżanka po fachu' mogę z całą świadomością potwierdzić, że pisanie to bardzo mozolny proces, jednakże pozdrawiam cieplutko i życzę weny.
    Reklama/prywata: też piszę ff, można znaleźć na moim profilu c:

    OdpowiedzUsuń
  14. Dlaczego przestałaś całkiem pisać? :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie nie, nowy rozdział zbliża się wielkimi krokami! nie zostawiłabym Was bez słowa, be calm.

      Usuń
  15. Codziennie, kilka razy dziennie, sprawdzam, czy dodałaś już nowy rozdział. Wrzuć go jak najszybciej, nie moge sie już doczekać. To moje ulubione opowiadanie, czytałam je kilka dobrych razy, za każdym razem zakochując się jeszcze bardziej, dziękuje! Pisz więcej!

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajne. Zacznę czytać to opowiadanie. Kiedy kolejny rozdział? Czekam!

    OdpowiedzUsuń
  17. Awwww. Ten rozdział jest cudowny. I na dodatek gra Hesitant alien.

    OdpowiedzUsuń