[Gerard]
– Dlaczego jesteście smutni?
Gerard patrzy ze zmarszczonymi brwiami
na małego, może 7-letniego chłopca, który zagrodził im drogę. Dzieciak stoi z
wydętą wargą i rączkami założonymi na piersi, wpatrując się w nich wyczekująco
i najwidoczniej oczekując odpowiedzi. Way nie cierpi małych dzieci, ich
bezpośredniości i wszystkich tych niewygodnych pytań.
W parku jest ten stary, skąpy,
poobdzierany plac zabaw. Stoi tu od zawsze i Gerard nie pamięta, żeby
ktokolwiek kiedykolwiek go używał. Piasek, którym niegdyś wyłożone było podłoże
w tym miejscu już dawno porosły trawa i chwasty. Jak wielkie było jego
zdziwienie, kiedy jakiś chłopiec zeskoczył z karuzeli w biegu i stanął im na
drodze, zostawiając zabawkę obracającą się coraz wolniej i skrzypiącą głucho.
„Dlaczego jesteście smutni?”
Chłopak zdaje sobie sprawę, że Frank
poczuł przez chwilę to samo co on sam – to dziwne zaskoczenie, pewien podziw
dla malucha za jego spostrzegawczość i domyślność. Dlatego obaj milczą, dlatego
wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.
Czemu są smutni?
Gerard wie, czemu jest smutny. Bo
nienawidzi tego przegniłego społeczeństwa, bo jest samotny, bo nie rozumie tego
niesprawiedliwego świata, bo nie akceptuje samego siebie i czuje się
niewystarczająco dobry, bo nie radzi sobie w szkole tak dobrze jak by chciał.
Czemu Frank jest? Way nie zna go
dobrze; prawie wcale go nie zna, jednocześnie wiedząc o nim więcej niż
ktokolwiek z jego kolegów. Właśnie, oni są z pewnością są powodem do smutku.
Jest też ojciec Iero, cała jego sytuacja w domu. I pewnie mnóstwo innych spraw,
o których Gerard jeszcze nie wie. Jeszcze. Ale się dowie, to jego nowy cel.
– Życie trochę nas poturbowało, mały –
odpowiada w końcu Frank, głosem delikatnym niczym eteryczna śnieżnobiała mgła z
rana unosząca się nad polami. Przez głowę Waya przelatuje myśl, że wiele by
dał, żeby Iero kiedykolwiek odezwał się do niego tym tonem. Szybko tłumi ją
jednak w zarodku, potrząsa głową niczym postaci z kreskówek i lokuje spojrzenie
w czubkach swoich butów, pozwalając niższemu chłopakowi poprowadzić konwersację
z tym dzieciakiem.
– Co to znaczy „poturbowało”?
– Nie ułożyło się. Wiesz, mały,
dokonaliśmy kilku złych wyborów, parę razy się potknęliśmy... tak wyszło.
– Nie możecie tego naprawić? – Twarz
dziecka wyraża dogłębne zmartwienie.
– Próbujemy – wtrąca niespodziewanie
Gerard. Przez chwilę patrzy na chłopca, by potem przenieść świdrujące
spojrzenie na Franka, który z zarumienionymi policzkami, wilgotnymi włosami i
skupieniem wymalowanym na twarzy wygląda doprawdy uroczo.
– Próbujemy – powtarza, patrząc Wayowi
prosto w oczy. Czarnowłosemu drga kącik ust. Frank uśmiecha się pod nosem i
przenosi spojrzenia na dziecko. – Wywiad skończony, mały? Możemy iść?
Chłopiec kiwa niepewnie głową, nie
spuszczając z nich uważnego wzroku. Way bez chwili zwłoki wymija go i rusza
przed siebie, zwalniając na chwilę, by Iero na swoich krótkich nogach mógł go
dogonić.
– Zaraz, czekajcie!
Nim zdążą się obejrzeć, malec wbiega
między nich niczym ludzka torpeda i chwyta ich za dłonie. Gerard jest
zszokowany jego śmiałością, już zdążył zapomnieć, jak beznadziejne w tej
kwestii są małe dzieci. Próbuje wyszarpnąć się z uścisku małej mokrej
rączki, ale chłopiec jest zbyt
zdeterminowany, bo mu na to pozwolić. Stara się za to zajrzeć czarnowłosemu w oczy,
ten jest na szczęście mistrzem w unikaniu ludzkich spojrzeń. Kątem oka
dostrzega, że zamiast niego malec łapie kontakt wzrokowy z Frankiem.
– Musicie mi obiecać, że nie będziecie
nigdy bawić się w anioły.
– Co masz na myśli?
– Nie wiesz? To ci opowiem. Kiedyś
szedłem chodnikiem i widziałem jak pan skacze z budynku. Chciałem podejść
bliżej i zobaczyć, czy z nim w porządku, ale było tam za dużo ludzi. Więc
spytałem jakiegoś pana obok mnie, czemu ten pan skoczył z budynku i czy nic mu
nie jest. Wtedy ten pan powiedział: „Niektórzy bardzo smutni ludzie lubią bawić
się w anioły, skaczą wtedy i udają, że potrafią latać, ale nigdy im się to nie
udaje”. Potem okazało się, że ten pan, który bawił się w anioła nie żyje.
Rozumiecie to? To strasznie smutne i dlatego teraz musicie mi obiecać, że nigdy
tego nie zrobicie.
Gerard jest porażony, staje z
wytrzeszczonymi oczami i tym dziwnym kłującym uczuciem w sercu. Patrzy na
Franka, potem na chłopczyka i znowu na Franka – obaj zatrzymali się chwilę po
nim. Historia, którą właśnie usłyszał, nieprawdopodobnie nim wstrząsnęła. Nie
chodzi o samą jej treść, a fakt, że opowiedział ją paroletni dzieciak.
– To co, obiecujecie? – Chłopczyk
uśmiecha się niepewnie, odgarniając jasne włoski z czoła. Way przygryza wargę,
ma to dziwne uczucie, że nie powinien okłamywać tego malucha. Tak, w jednej
chwili czuje w stosunku do niego nawet skrawek sympatii.
– Obiecujemy? – Gerard zerka pytająco
na Franka. Tak, potrzebuje jego aprobaty. Gdyby był tu z inną osobą, nie
zadałby tego pytania, a zrobił to, co sam uznałby za słuszne. Przyłapuje się
jednak na tym, że bardzo nie chce zrobić czegoś, co mogłoby w jakiś sposób
urazić albo rozgniewać Iero.
– Obiecujemy.
– Na mały palec? – Dzieciak wyciąga w
ich stronę dłonie z wyprostowanymi małymi paluszkami i przenosi wyczekujące
spojrzenie to na Franka, to na Gerarda. Way obserwował, jak Iero z ciepłym
uśmiechem zaciska swój mały palec wokół tego należącego do chłopca, by po
chwili wahania wykonać ten sam gest.
– Na mały palec.
– Świetnie! – Oczy dziecka błyszczą
radośnie. – Odprowadzę was jeszcze kawałek, a potem wracam do zabawy.
Gerard krzywi się, gdy mała rączka
znowu wślizguje się w jego własną dłoń i zaciska na niej palce. Jest zdziwiony
całą sytuacją, zachowaniem chłopca, jego bezpośredniością i tą dziwną, jakby
wrodzoną mądrością, która wręcz od niego emanuje. Dziecko jeszcze przez chwilę kroczy,
ciągnąc ich za sobą, rozbryzgując kałuże wody i widocznie czerpiąc z tego
radość, aż w końcu zatrzymuje się i z poważną miną oświadcza:
– Tu was zostawię. Nie zapominajcie o
obietnicy i więcej się uśmiechajcie. Jesteście fajnymi gościami. – Tu chłopiec
unosi głowę i rzuca im radosny uśmiech. O ile Frank troszkę nieudolnie go
odwzajemnia, o tyle twarz Gerarda pozostaje bez wyrazu. – Nie zapominajcie, że
macie siebie.
Po tych słowach malec przyciąga dłonie
Iero i Waya do siebie nawzajem, wciąż ściskając je paluszkami, a potem zmienia
chwyt i z wystawionym ze skupienia językiem, jak gdyby nigdy nic splata ich
palce ze sobą.
Gerard przez chwilę nie ma pojęcia, co
się dzieje, a potem zdaje sobie sprawę, że ciepły dotyk na jego dłoni to dłoń
Franka i czuje to znajome uderzenie ciepła do głowy i skok ciśnienie, w jednej
chwili atakują go gwałtowne przerażenie i osobliwa ekscytacja. Nie wie co
robić, czy powinien wyszarpnąć dłoń z uścisku zaraz gdy małe rączki chłopca ich
puszczą, czy zrobić to dopiero gdy dziecko odwróci się, żeby nie robić mu
przykrości. Nie wie czy Frankowi to przeszkadza, za to sam orientuje się, że
uważa to za najprzyjemniejszą rzecz, jaka przydarzyła mu się w ciągu ostatnich
trzech lat. Jego umysł zamienia się w płynną rzekę chaotycznych myśli.
Ręce chłopczyka znikają, uścisk Iero
pozostaje, to jedyne, co rejestruje mózg Waya. Potem zauważa też radośnie
uśmiechające się dziecko i Franka dziarsko odwzajemniającego ten uśmiech i sam
też się uśmiecha, mimowolnie i zupełnie szczerze.
Nie obchodzi go, jak dziwnie muszą
wyglądać – dwóch ubranych na czarno, szczerzących się nastolatków w środku
parku, trzymających się za ręce i mały chłopiec, który ich do tego skłonił.
Obchodzi go za to jak najbardziej uczucie kiełkowania w klatce piersiowej i ta
dziwna gula w gardle. Obchodzą go szczupłe, swojsko ciepłe palce Franka, spięte
w ciasnym uścisku z jego własnymi. Jest oszołomiony, ale w pozytywnym
znaczeniu.
Wszystko pryska, kiedy chłopiec macha
im i odchodzi. Przez chwilę jeszcze stoją beztrosko, patrząc za nim
błyszczącymi spojrzeniami, a potem uderza w nich niezręczność tej sytuacji.
Gerarda znowu uderza to beznadziejne poczucie niezrozumienia. Czuje, że zarówno
on jak i sam Iero mogliby stać w tej pozycji jeszcze przez długi czas. Bo to
przyjemne. Bo to im się podoba. A jednak im nie wolno, dlatego że... dlatego,
że nie wypada.
I Way ma naprawdę silną ochotę
pierdolić wszelkie zasady i przyciągnąć chłopaka jeszcze bliżej, znowu go
przytulić, poczuć jego miękkie ciało tuż przy swoim, objąć go ramionami i nie
pozwolić mu ruszyć się o krok. To jest to o co jego mózg silnie się dopomina, w
ten dziwny kłujący sposób, w jaki dopomina się o codzienny dotyk żyletki na
skórze. Uzależnienie. Miłość. Ale czy to nie to samo?
Wszystkie te myśli przepływają przez
jego umysł w ułamku sekundy, po którym jak oparzony puszcza rękę Franka. „Co
ja, kurwa, wyprawiam? Nie mogę sobie na to pozwolić. Nie znam go. No... znam,
ale cholera, nie tak jakbym chciał... A może właśnie w ten sposób? Ale wciąż nie wiem, czy nie
robi sobie ze mnie żartów, czy to wszystko nie jest jakimś perfidnym podstępem,
marną intrygą uknutą w gronie jego znajomych, żeby jeszcze bardziej mnie upokorzyć.
To byłoby przecież tak bardzo w ich stylu.”
– To był najdziwniejszy dzieciak
jakiego w życiu widziałem.
– Tak.
– Chociaż pod jakimś względem
przypomina mi... nas?
– Tak.
Gerard nie potrafi wykrzesać z siebie
niczego więcej. Ma ochotę mówić, ma w głowie ułożone całe rozległe odpowiedzi,
ale jest w stanie przecisnąć ich przez gardło. Boi się, że jego zdanie mogłoby
nie spodobać się Frankowi, że mogłoby stać się powodem do sprzeczki, że po
wypłynięciu z jego ust okazałoby się po prostu głupie. Chce utrzymać sympatię
Iero, bo to jedyna osoba, która takową sympatię mu okazywała.
W jednej chwili połyskujące oczy
towarzysza zachodzą Wayowi drogę. Frank stoi blisko, ale nie zbyt blisko. Na
samej granicy strefy przyjacielskiej. Gerard przez chwilę wbija wzrok w ziemię,
próbując zignorować zaistniałą sytuację, ale nagły impuls rozkazuje mu wbić
spojrzenie w oczy chłopaka.
Nie tonie w nich w ten sposób, w jaki
robią to nastolatki w książkach – że wszystko poza nimi nie przestaje nagle
istnieć. Wciąż stoją w wilgotnych ubraniach w trochę obskurnej uliczce parku, w
powietrzu wciąż utrzymuje się zapach deszczu, Gerardowi wciąż jest zimno, więc
zaciska dłonie w kieszeniach w pięści i podkurcza palce stóp. Mimo to ich
spojrzenia krzyżują się i Way znów może przypatrzeć się piwnemu kolorowi oczu
towarzysza. Są piękne, to już wie. W tym świetle nie wyglądają tak, jak wyglądały
przy jarzeniówce w szkolnej toalecie. Teraz są ciemniejsze, owiane tą dziwną
aurą tajemnicy. I to mu się bardzo podoba.
– Czy ty się skrępowałeś, „emo pedale”?
– pyta wreszcie miodowooki, uśmiechając się półgębkiem. Gerard odwzajemnia ten
uśmiech w swój cyniczny, pozbawiony wesołości sposób.
– Jak cholera.
A potem odwraca się na pięcie i bez
uprzedzenia szybkim krokiem rusza przed siebie. Stracili już zbyt dużo czasu na
pogawędkę z jakimś bachorem, niedługo zacznie się ściemniać.
[Frank]
Gerard zabiera go do salonu gier.
Wie o tym już gdy skręcają we Floyd
Street, jego przypuszczenia potwierdzają się, gdy widzi stary neonowy szyld z
napisem „VIDEO GAMES”, a potem gdy Way popycha przed nim obklejone naklejkami
drzwi.
Uderza go eksplozja natrętnych automatycznych
dźwięków, migających diodek i światełek, kolorów i zapachu gumy do żucia. Uderzają
go spojrzenia, ale są zbyt szybkie, by wyłapać jakieś pojedyncze. Zamyka na
krótką chwilę oczy i pozwala się pochłonąć do reszty tej atmosferze. Nie pyta,
nie musi, nie ma ochoty.
Jest świetnie.
Nie był tu od czasów dzieciństwa.
Nie oglądając się na towarzysza
podchodzi do pierwszego lepszego automatu i delikatnie, wręcz z namaszczeniem gładzi
jego masywną konstrukcję. Maszyna wydaje mu się zatrważająco mała, gdy ostatnio
tu był musiał wspinać się na palce, by dosięgnąć wszystkich jej przycisków. Teraz
może bez większego wysiłku nacisnąć je, wszystkie po kolei i usłyszeć jak ich
ciche kliknięcia toną w morzu innych dźwięków.
– Trafiłem?
Głos Gerarda jest elektryzująco
zmysłowy, kiedy rozbrzmiewa tuż przy uchu Franka, muskając je ciepłym oddechem.
No tak – przekrzykiwanie tego harmideru nie byłoby w jego stylu, musiał więc
tak nienaturalnie się zbliżyć, na tyle, by wywołać krótki dreszcz przechodzący
wzdłuż kręgosłupa Iero.
– W dziesiątkę. – Frank nie może powstrzymać
szerokiego uśmiechu wpełzającego na wargi. Wie, jak wygląda w sytuacjach, gdy
jest autentycznie szczęśliwy – jak ucieszony nową zabawką szczeniaczek. Zastanawia
się przez ułamek sekundy, czy Gerard nie uzna tego za irytujące albo dziecinne,
ale jedyne co czarnowłosy robi, to nieco zblazowane, ale szczere odwzajemnienie
uśmiechu. Iero zdaje sobie sprawę, że wcześniej nigdy nie widywał go
uśmiechającego się tak naprawdę. Jeśli już to z ustami wygiętymi w tym
cynicznym, pełnym bólu i złośliwości grymasie. Idąc tym tropem, Frank jest
jedyną osobą, która wyzwala w nim pozytywne emocje.
– Kompletnie zapomniałem o tym miejscu.
Przychodziłem tu, gdy byłem małym chłopcem. Nic się nie zmieniło.
– Nawet twój wzrost.
Frank posyła towarzyszowi teatralnie zbolałe
spojrzenie, co chłopak odwzajemnia właśnie TYM cynicznym półuśmiechem i uniesieniem brwi. Przez
chwilę mierzą się rozbawionymi spojrzeniami, i ta chwila staje się kolejną
z i c h chwil. Różowawe światło pada z ukosa na
Gerarda, rzucając cienie na jego twarz w ten sposób, że chłopak wygląda jeszcze
bardziej tajemniczo. „I pociągająco” – krzyczy głosik w jego głowie, ale Iero
dusi go w samym zarodku. Zastanawia go, czy przypadkiem kompletnie nie wygląda
głupio – z wilgotnymi włosami, tym infantylnie roześmianym wzrokiem i jakimś
dziwnym światłem zapewne eksponującym wszystkie wady struktury jego twarzy.
Te przemyślenia nie zostają jednak na
długo w jego umyśle, bo dostrzega tę nutkę w spojrzeniu Waya. Błysk zmieszanych
podziwu i rozczulenia. Zanim jednak Frank zdąży właściwie to zinterpretować,
Gerard spuszcza wzrok, by wrzucić do automatu przy którym stoją monetę. Z
wnętrza maszyny dobiega seria dźwięków
przypominających UFO, zapalają się wcześniej zgaszone diodki.
– Ale nie martw się, lubię niskich facetów.
– Pedał – śmieje się Frank, udając, że
uwaga towarzysza wcale nie przyprawiła go o kolejny dreszcz.
Nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Jest
idealnie. Ich relacja już jest tak niesamowicie otwarta, a to przecież dopiero
początek. Iero wie, że nie musi udawać, wie, że jest akceptowany właśnie takim
jakim jest. I ma wrażenie, że Way czuje się bardzo podobnie. Właśnie o to mu
chodziło, taką przyjaźń zawsze chciał uzyskać.
– Umiesz w to grać? – pyta Gerard,
ignorując jego wcześniejszą uwagę. Frank zerka na tytuł gry i widniejącego obok
niego kosmitę ze znakiem zapytania nad wielką, zieloną głową.
– Hesitant Alien? Nie, pierwsze słyszę.
– Ja też nie – komentuje Way, a potem
wzrusza ramionami i naciska przycisk startu.
Ø
To była najlepsza godzina w życiu
Franka.
Niczym dzieci biegali od automatu do
automatu, marnując kolejne dolary na granie w gry o kosmitach i zombie, w te
dziwne symulatory motocykli i samochodów. A potem znaleźli cukierkową grę o
jednorożcach i Gerard grający w nią ze swoją grobową miną i urodą wampira był w
tamtej chwili najbardziej uroczym gejem na świecie. Po czterech próbach Iero udało
się wygrać maskotkę Yody w tym dziwnym automacie ze stalowymi szczypcami. Po
tym, jak Way z maślanym spojrzeniem zakrzyknął, że uwielbia Gwiezdne Wojny,
pluszak bez wahania został przekazany w jego ręce. Po chwili wahania Frank
został obdarzony najszczelniejszym i najwdzięczniejszym uściskiem, w jaki
ktokolwiek kiedykolwiek go przytulił.
Świat opatulony jest już ciemną
pierzyną nocy, gdy zmęczeni i pozbawieni wszelkich drobniaków opuszczają lokal.
Cisza, która nastaje nagle po godzinie spędzonej wśród natrętnych dźwięków
świszczy Frankowi w uszach. Jest dziwnie odrętwiały, oczy szczypią go od zbyt
długiego wpatrywania się w jaskrawe kolory, ale jednego jest pewien. Jest w stu
procentach szczęśliwy.
– Odprowadzę cię – oznajmia Gerard, a
potem ramię w ramię kroczą w dół ulicy, raz po raz tonąc w światłach ulicznych
latarni. Zalega to nieprzyjemne milczenie; obaj chcą jakoś skomentować
dzisiejszy dzień, ale jakby boją się, że zniszczą całą otoczkę szczęśliwości, w
jakiej tkwią. Iero nie wytrzymuje długo.
– To było świetne – chichocze i przenosi
migoczące spojrzenie na towarzysza, by zobaczyć jego reakcję. Way nie patrzy na
niego, ale spuszcza głowę i uśmiecha się pod nosem.
– To dzięki misiowi.
Śmieją się, a potem znów idą w
milczeniu. Frankowi przemyka przez głowę, że panująca atmosfera jest całkiem
romantyczna. Ciemna noc, mało uczęszczana ulica, cichutkie cykanie świerszczy
ukrytych w trawniku po ich lewej stronie. Walczy z ochotą złapania Gerarda za
rękę, tak jak robili to dzisiaj w parku. Nawet nie w romantyczny sposób, a w
czysto przyjacielski. Dziewczyny często tak robią, więc czemu im nie wolno? To
daje niesamowite uczucie bliskości drugiej osoby.
Jest bardzo bliski zdecydowania się,
już nawet drga mu ręka, ale wtedy Way się odzywa i Iero całkowicie tchórzy.
– Słuchaj, Frank, ja... chciałbym żebyś
wiedział, że... jestem tu, dobra? Dla ciebie. Zawsze. I jeżeli kiedyś będziesz
chciał podzielić się jakimiś przemyśleniami, wyżalić, cokolwiek, to nie
zapominaj, że jestem gotowy wysłuchać cię w każdej chwili.
W jego głosie słychać napięcie, widać,
że Gerardowi strasznie ciężko wypowiadać te słowa. Dlatego Frank jeszcze
bardziej docenia, że chłopak zebrał się na powiedzenie ich. Sam nie wie, co
powinien odpowiedzieć, posyła więc towarzyszowi niepewny uśmiech.
– Jasne. Dziękuję.
Way kiwa głową i zerka na Iero z
nieodgadnioną miną, by po chwili wrócić do wpatrywania się w chodnik, po którym
kroczą. Resztę drogi spędzają w milczeniu.
Ø
[Gerard]
Nie potrzebował całej wieczności żeby
zrozumieć, że jest zupełnie zauroczony Frankiem. Nie pisał o tym w pamiętniku,
nie zwierzał się przyjaciółce – być może dlatego, że żadnej nie posiada, nie
był zagubiony w uczuciach jak nastolatki w książkach. Bardzo szybko to do niego
dotarło, najpierw podświadomie, potem już zupełnie otwarcie. „Zdiagnozował” u
siebie to uczucie motylków w brzuchu bez większych trudów.
Nigdy nie wyobrażał sobie siebie z
chłopakiem. Dobrze wie, że jest gejem – nie mogłoby być inaczej, bo jeszcze
bardziej nie wyobraża sobie siebie z dziewczyną. Po prostu nie był w stanie
wykreować w umyśle postaci faceta, który zechciałby go takiego jakim jest, ze
wszystkimi bliznami i zaburzeniami. Nie był, ale potem spacerowym krokiem w jego
życie wkroczył Frank.
Frank, chłopak trzymający się życia
niczym tonący brzytwy, chociaż tak bardzo dostał od niego w kość. Frank,
chłopak o błyszczących oczach. Frank, mimo niskiego wzrostu dziwnie nad
Gerardem dominujący. Frank, z którym jakimś cudem nie zauważali się nawzajem
przez trzy lata. Frank wiecznie denerwujący się na ludzi, którzy źle wymawiają
jego nazwisko. Frank zmuszony do stałego zakładania maski przed znajomymi.
Frank ukrywający gorycz gdzieś głęboko w sercu.
Takim Gerard go kocha. Kocha go. Mimo
wszystko i dzięki wszystkiemu.
_____________________
Proszę bardzo. Macie fluff, macie
zauroczenie, macie trzymanie się za ręce. Macie też perspektywę obu chłopców i miejsce odmienne od szkoły/domu. Wreszcie wysiliłem się na różnorodność i jestem z siebie troszkę dumny.
To ma być rekompensatą za długie oczekiwanie na kolejny rozdział, którego pewnie znowu doświadczycie, bo moja poturbowana psychika raczej nie za dobrze zniesie szkołę.
To ma być rekompensatą za długie oczekiwanie na kolejny rozdział, którego pewnie znowu doświadczycie, bo moja poturbowana psychika raczej nie za dobrze zniesie szkołę.
Dziękuję Wam wszystkim za komentarze,
komentujcie dalej, SPODZIEWAM SIĘ WYLEWU SZCZĘŚCIA I FANGIRLOWANIA POD TYM
ROZDZIAŁEM!!!!11ONE I mean it, jesteście świetni i Was kocham.
Przepraszam za wszystkie błędy, nie mam
już siły ich sprawdzać.
Kocham, kocham, kocham.
OdpowiedzUsuńTen rozdział sprawił, że coś się we mnie skręciło.
Ksjdkfivovfeosowndnocfojdsjwj
Nie jestem dobra w pisaniu długich komentarzy, więc skleje kilka zdań.
Byłam zaskoczona rozdziałem i naprawdę się ucieszyłam, że to nie zwidy. Teraz, zupełnie jak zawsze, żałuję, że nie czytałam go wolniej, bo przede mną okres czekania. Z jednej strony to dobrze, muszę opanować tęczę, która wypływa mi z ucha. Chapter uroczy, ale takiego mi brakowało, zwłaszcza dzisiaj.
Życzę weny, chwil wolnego czasu i miłego rozpoczęcia szkoły (jeśli oczywiście "miły" i "rozpoczęcie szkoły" można użyć w jednym zdaniu.
Pozdrawiam x
OMG. Ten rozdział jest od początku do końca idealny i w cholerę cudowny, to się aż w głowie nie mieści. ♥ Motyw z dzieciaczkiem jest najpiękniejszym, jaki czytałam chyba od czasów... Od zawsze, no. No i jeszcze trzy razy tak, za słodycz i uroczość (jest takie słowo?), wylewające się z każdej litery, spacji i znaku interpunkcyjnego. ♥♥♥
OdpowiedzUsuń*wylew szczęścia i fangirling*
OdpowiedzUsuńOJEJU. Genialny rozdział. Najpierw ten dzieciak i jego historyjka z aniołem jakoś tak mną wstrząsnęły. Dziwny był ten dzieciak. A potem ten salon gier. Takie przejście ze smutku i melancholii do radości w czystej postaci. Super :3 "Hesitant Alien"? Haha.
Dobrze, że urozmaiciłaś miejsca. Faktycznie, ciągłe szkoła -> dom może nudzić.
No to tyle ode mnie. Czekam bardzo na kolejny rozdział. Oby był równie dobry, co ten :)
Wielbie cię całym moim fangirlowym serduszkiem 💗😭
OdpowiedzUsuńDziękujedziękujedziękujedziękuje
Uwielbiam tego frerarda. Szkoda że znowu musimy czekać ale dobrze cie rozumiem. Jestem ciekawa co będzie dalej. 😸💖
Jak ja dawno tu nie komentowałam o.O
OdpowiedzUsuńJeeej, jaki ten rozdział był świetny! <3
Miło było poczytać o frankowym szczęściu takim prawdziwym. Potrafiącym cieszyć się z drobnostki. Czytając to, wyobrażałam sobie ten jego zaciesz na twarzy, uśmiech od ucha do ucha i uśmiechałam się razem z nim. Naprawdę, rozdział bardzo mi się podobał. Ta scenka w parku również. Ten chłopiec na początku mnie nieco zdziwił, bo wiesz... Ja to bym się nawet nieco wystraszyła, jakby jakiś dzieciak podszedł do mnie sam w parku i by zaczął jakieś takie egzystencjalne wywody głosić, masakra - creepy :O No ale potem się przyzwyczaiłam i nawet cieszyłam, że taka postać się w tym rozdziale pojawiła. Szacunek, kochana ;)
No i scenka z łapaniem za ręce - awww :3
Bardzo lubię tego Frerarda i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. A tymczasem zapraszam na mojego bloga, gdzie pojawił się tak długo wyczekiwany rozdział IV.
Pozdrawiam i kocham <3
Hejka, dawno mnie tu nie było, nie wiem nawet czy mnie pamiętasz. Ostatnimi czasu nie miałam komputera, wciąż zresztą nie mam, więc nie komentowałam, ale ten rozdział był taki fluffiasty, taki perf, że... NO CHCIAŁAM TYLKO TO NAPISAĆ, ŻEBYŚ WIEDZIAŁA, ŻE MI SIĘ PODOBAŁ, I ŻE PRAGNĘ TAKICH WIĘCEJ. W ogóle to w momencie, kiedy tamten chłopiec złączył ich dłonie to się popłakałam, ale cicho. No, życzę dużo weny oczywiście iiii wytrwałości w nadchodzącym roku szkolnym, o.
OdpowiedzUsuńKocham, uwielbiam. :3
OdpowiedzUsuńŚwietność tego rozdziału nie zna granic! Ten chłopiec był naprawdę dziwny, nie wiem może nawet mądry? To było takie urocze, jak złączył ich ręce w uścisku, mogłabym przeczytać ten rozdział milion pięćset sto dziewięćset razy, a i tak by mi się nie znudził! Nie mogę się doczekać następnej części :)
Duuuużo w sruuu weny życzę! :D
Pozostało tylko czekać na kolejny rozdział ;-;
OdpowiedzUsuńAww. To było urocze :3 mam nadzieje że dasz rade szybko napisać nowy rozdział bo żadne polskie ff nie spodobało mi sie tak bardzo jak twoje. Zawsze pozostają mi te po angielsku i włosku. Oh well.. ;-;
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam :)
OdpowiedzUsuńW sumie, na tego frerarda natknęłam się wczoraj wieczorem a właściwie w nocy bo było nieco przed pierwszą. Parę godzin temu na WOS-ie pochłonęłam ostatni rozdział. Żebyś ty widziała moją reakcję, wyglądałam jak dziecko szczęścia, dobrze że nauczycielka niczego nie zauważyła :3
Ujmę to tak - TO JEST CUDOWNE, wciąga od samego początku, sprawia że chcesz czytać dalej i dalej. Też kiedyś pisałam opowiadania, mam mały zapęd pisarski ale jak przeczytałam to, dochodzę do wniosku, że czegoś tak świetnego nie potrafiłabym napisać. Także no, jestem pełna podziwu moja droga, łał, szacun itp.
Szkoda że będę musiała jeszcze trochę poczekać na następy rozdział ale jakoś tak wiem że będzie tego wart ;)) Życzę weny i wytrwałości (gimnazjum ssie ale wytrzymasz).
CUDOWNE aż mi tak ciepło w sercu. Wczoraj dopiero odkryłam i już nie mogę żyć bez. :) aw
OdpowiedzUsuńWitam c:
OdpowiedzUsuńDzisiaj jednym tchem przeczytałam całą opowieść i mam wielką nadzieję, że kolejne rozdziały będą coraz lepsze. Jest genialnie! To najlepszy ff, jaki czytałam! Taki uroczy, doskonały. Jako 'koleżanka po fachu' mogę z całą świadomością potwierdzić, że pisanie to bardzo mozolny proces, jednakże pozdrawiam cieplutko i życzę weny.
Reklama/prywata: też piszę ff, można znaleźć na moim profilu c:
Dlaczego przestałaś całkiem pisać? :c
OdpowiedzUsuńnie nie, nowy rozdział zbliża się wielkimi krokami! nie zostawiłabym Was bez słowa, be calm.
UsuńCodziennie, kilka razy dziennie, sprawdzam, czy dodałaś już nowy rozdział. Wrzuć go jak najszybciej, nie moge sie już doczekać. To moje ulubione opowiadanie, czytałam je kilka dobrych razy, za każdym razem zakochując się jeszcze bardziej, dziękuje! Pisz więcej!
OdpowiedzUsuńFajne. Zacznę czytać to opowiadanie. Kiedy kolejny rozdział? Czekam!
OdpowiedzUsuńDalej... ;_;
OdpowiedzUsuńAwwww. Ten rozdział jest cudowny. I na dodatek gra Hesitant alien.
OdpowiedzUsuń