[Gerard]
Jest
najbardziej przerażoną osobą na świecie za każdym razem, gdy wraca myślami do
tamtego pocałunku. Odtwarza w głowie każdy swój ruch i każdy ruch towarzysza,
stara się znaleźć jakiś uszczerbek na pięknie tej sytuacji, ale nie potrafi –
scena na ławce w parku była nieskalana niczym śnieg, jaki wtedy otaczał ich z
każdej strony.
(Nawiasem
mówiąc teraz, 28 grudnia, cztery dni później, śnieg zdążył już stopnieć i
zamienić się w szarobrązową breję, chlupoczącą obrzydliwie pod butami. Och,
zmienna pogodo New Jersey!)
Najgorsze
jest chyba to, że nic wcale się nie wyjaśniło! Wręcz przeciwnie – pytania
namnożyły się i teraz atakują go już z każdej strony, nie dając chwili
wytchnienia. Co się wydarzyło? Frank go pocałował, ale dlaczego? Może pod
wpływem chwili, pod wpływem radości z miło spędzonego dnia, pod wpływem
podekscytowania płytą, jaką przyjaciel mu wręczył? Ale przecież setki razy
spędzali ze sobą miło czas, setki razy wręczali sobie mniejsze i większe
podarki – a jakoś nigdy Iero nie wpadł na genialny pomysł pocałunku. Chyba, że
zrobił to przez przypadek. „Och, dokładnie. Wybacz, Gee, przez przypadek
nachyliłem się i poszliśmy w ślimora” – myśli kąśliwie czarnowłosy, a potem
przewraca oczami.
Zostaje
więc tylko jedna możliwość; Frank może być w nim zakochany. Frank Iero
zakochany w Gerardzie Wayu, jak to w ogóle brzmi? To tak nierealne i każdy atom
wszechświata zdaje się przemawiać przeciw. To byłoby zbyt idealne, zbyt po jego
myśli.
Nie
przyjmuje ostatniej opcji do wiadomości, odpiera ją, puszcza na zszargane wody
niczym papierową łódeczkę, która i tak uparcie do niego powraca.
Wieczorem
leży w wątłym świetle lampki nocnej; wpatruje się w oczy Kapitana Ameryki na
jednym z plakatów i niemrawo przesuwa opuszkami palców po spierzchniętych
ustach. Nie może uwierzyć, nadal. Przecież, jakkolwiek by na to nie spojrzeć,
Gerard się całował. Przeżył swój pierwszy pocałunek. Z chłopakiem. Którego
kocha. Nadal czuje na sobie echo jego tytoniowego oddechu i miękkość tych
idealnych ust. Cokolwiek by się nie stało, już nigdy nie spojrzy na Iero tak
samo.
Cokolwiek
by się nie stało. No właśnie, a co może się stać? „Wszystko” – powiedział
Frank. Lecz przecież nie dzieje się nic, tkwią zaklęci w jakimś dziwnym
milczeniu. I Way nie odezwie się pierwszy, nie ma zamiaru się narzucać. Czeka
więc. Może obaj czekają?
Jakie
to zabawne, o ironio! Przecież zawsze był zdania, że odbierze sobie życie zanim
ktoś zdąży obdarzyć go uczuciem, zanim będzie się całował, kochał. Nie myślał o
przyszłości, nie było dla niego przyszłości. Gerard z przyszłości był kupką
popiołu w urnie sześć stóp pod ziemią. Miało go nie być. A jednak jest, i czy
zanosi mu się na odejście? Chyba nie.
Kto
by pomyślał, że mały punk z kolczykiem w nosie może tyle zmienić.
Ø
[Frank]
Kurwa,
jest taki słaby.
Pozwolił
sobie na to, kierowany impulsem i rubinowymi promieniami zachodzącego słońca.
Pocałował Gerarda, a on oczywiście nie zaprotestował. I to był pierwszy
prawdziwy pocałunek Franka – nie licząc tych po pijaku, z losowymi
dziewczynami, na imprezach. Chaotycznych, pełnych śliny, alkoholu i rozmazanej
szminki. Żałuje, och, jak żałuje tamtych pocałunków. Ten z Wayem tak bardzo różnił
się od nich; pod każdym względem. Było tyle piękna w ich drżących ustach i
drżących sercach, w zatkanych z wrażenia gardłach, w całej tej otoczce
pierwszej miłości.
Och,
chciałby, żeby Gerard był jego pierwszym. We wszystkim. A przecież posiada
mglistą świadomość tego, że może uczynić go swoim pierwszym. Cholera, już to
zrobił. Gerard był jego pierwszym pocałunkiem, a może być pierwszym chłopakiem,
pierwszymi Walentynkami, pierwszą rocznicą, pierwszym seksem.
Ich
płeć tak bardzo wszystko komplikuje. Kurwa, o ile prostsze byłoby to wszystko,
gdyby Gerard był dziewczyną! Wtedy wcale nie byłoby problemu, społeczeństwo nie
miałoby z tym problemu, ich rodziny, znajomi, i sami też nie czuli by się jakby
robili coś bardzo niewłaściwego. A Frank niestety tak właśnie się czuje,
chociaż jednocześnie jest taki wolny i szczęśliwy. Wszystko jest na razie
niesamowicie zagmatwane i musi bardzo postarać się, żeby to odgmatwać.
Wszystko
jest w rękach Iero, cała teraźniejszość i cała przyszłość zależy od niego. Musi
zdecydować się i wykonać pierwszy krok, tym razem Way tego nie zrobi i obaj o
tym wiedzą. Głosik z tyłu głowy wrzeszczy, że albo zostaną parą, albo będą
zmuszeni urwać kontakt.
Frank
tylko przez chwilę wpatruje się w ścianę i myśli.
Sięga
po telefon.
Ø
[Gerard]
„jak
zwykle spóźniony, ale
chyba
nie odmówisz wpaść do mnie
na sylwestra? ojca nie będzie. weź
na sylwestra? ojca nie będzie. weź
bowsa
i pixies i misfitsów.
dużo
misfitsów.
xoxo
frnk”
Najlepszy
autor nie byłby w stanie opisać zawiłości akrobacji, jakie zaczęło wywijać
ciało Gerarda po odczytaniu tej wiadomości. Gdzieś w plątaninie wnętrzności
jego żołądek podskoczył i zawinął się w ciasny super, serce napęczniało i nagle
zajmowało całą jego klatkę piersiową, krew napłynęła do policzków i zdawałoby
się, że zaraz ucieknie z niego krwawymi łzami, tak gorąca była.
Na
zewnątrz pozwolił sobie wyłącznie na uśmiech i lekkie drgnięcie jabłka Adama.
Może zacząłby krzyczeć z radości, gdyby nie siedział z Mikey’m w salonie. Sam
nie wie, co zmienia obecność brata. Chyba po prostu nie jest przyzwyczajony do
jawnego okazywania emocji przy ludziach.
Bo
oczywiście młodszy Way wie o pocałunku i jest zupełnie na bieżąco. Zresztą,
trudno byłoby się nie zorientować, że coś zaszło, gdy w wigilijny wieczór
Gerard wrócił do domu cały w skowronkach, z uśmiechem tak szerokim, że niemal
okalał całą jego głowę. Mikes, gdy tylko upewnił się, że Donna już śpi twardo
po ciężkim dniu, wślizgnął się do pokoju brata i odbyli długą, zachrypniętą
rozmowę o zapachu coli i stęchlizny.
Zaraz
musi przekazać wieści bratu, ale najpierw uspokoi trochę serce pracujące niczym
ciężka turbina i drżenie dłoni, i głosu, i duszy.
Rany.
Spędzi noc u Franka.
Ø
Nie
ma pojęcia, czego się spodziewać, gdy staje ponownie pod drzwiami mieszkania
przyjaciela. Jest chłodne i skropione mżawką późne popołudnie, dochodzi 17.
Jeszcze zalega cisza, tak samo za drzwiami, jak i w okolicy, ale już niedługo
rozlegną się pierwsze wystrzały fajerwerków. Będą siedzieć w oknie i oglądać je
razem, cholera, serce podchodzi mu do gardła na tę myśl.
Mijają
długie minuty, zanim odważa się zapukać. Ma małe déjà vu, sytuacja sprzed paru
miesięcy powtarza się, ale teraz wszystko jest inaczej. Zupełnie wszystko, tylko
gula w jego gardle i ręka cofająca się za każdym razem, gdy już wyciąga ją w
stronę drzwi, pozostały takie same.
W
końcu gdy jest już zupełnie pewien, że tym razem uda mu się zastukać w drewno,
drzwi otwierają się szeroko i Gerard niemalże dostaje ataku serca. Jego mózg
nie rozumie co się dzieje, jest bardzo nieprzyzwyczajony do takich sytuacji. Po
pierwsze, właśnie wyszedł na ostatniego debila.
Po
drugie, Frank wygląda olśniewająco.
Ulatują
z niego na chwilę wszystkie inne myśli i widzi tylko Iero, stojącego przed nim
z filuternym uśmiechem błąkającym się na ustach. Chłopak podgolił boki i znów
wygląda jak kinder punk, a przydługa grzywka ciemnymi pasemkami okrywa złoto
jego oczu. Na szyi ma cienką skórzaną obrożę (o b r o ż ę !), z ramion luźno
zwisa sprana czerwona koszulka z jakimś logo, które zasłania wielki napis
„HOMOPHOBIA IS GAY”. (Gerard się uśmiecha, szczerzy się szeroko i wie, że Frank
to widzi, ale nic nie może poradzić. Ogarnia go to dziwne poczucie ekscytacji,
jeszcze silniejsze niż chwilę temu.) I oczywiście te spodnie z dziurami na
kolanach i bluza-szkielet.
Tak
go kocha. O kurwa.
–
Patrzyłem przez wizjer, przygłupie – śmieje się chłopak. Ich spojrzenia
krzyżują się i Way dostrzega ciemną kredkę na jego powiekach. – Ile miałeś
zamiar tu jeszcze stać?
–
Tylko cię sprawdzałem.
–
Pewka. Och, z góry przepraszam za bałagan.
Iero
oddmuchuje grzywkę z twarzy i usuwa się na bok, by przepuścić przyjaciela.
Miejsce
zostało posprzątane. Co prawda Gerard widział je wcześniej przez jakieś trzy
sekundy, ale ciężko byłoby tego nie zauważyć. I nie nazwałby tego, co widzi,
bałaganem. Nie w porównaniu do tego, co przyszło mu zobaczyć wtedy. Jeszcze w
innym życiu. Chłopak w milczeniu przekracza próg, schodzi na bok, zdejmuje buty i chociaż w innym
przypadku udawałby, że wcale nie interesuje go wnętrze mieszkania, i łypał na
nie tak żeby nikt się nie zorientował, teraz patrzy swobodnie. Cały przy Franku
jest swobodny, to najcudowniejsze.
Stawia
czarne adidasy pod ścianą i gdy tylko się prostuje, czuje na całym tylnym
odcinku ciała inne ciało przylegające do niego szczelnie. Dwie chuderlawe ręce
obejmującego go w pasie tak mocno, że niemal wypluwa płuca. Zamiast jednak stękać
i narzekać na swój marny los, po prostu przyciska ręce Franka mocniej do siebie
i zamyka powieki, udając, że wcale nie czuje i nie zwraca uwagi na wybrzuszenie
w jego spodniach wpijające mu się w pośladek. (Nie przystoi przecież
dojrzewającemu chłopcu myśleć w ten sposób o swoim koledze!)
Trwają
tak przez zaledwie krótką chwilę, napawając się swoją obecnością po dniach
rozłąki. Zaraz potem dywanik, na którym stoją, odjeżdża im spod nóg i z hukiem
lądują na podłodze.
Gerard
przynajmniej ma czym się podeprzeć, ale ciężar Franka na plecach wyciska mu
resztki powietrza z płuc i wyciska z krtani dźwięk pomiędzy parsknięciem i
jękiem. Przez chwilę oszołomiony leży w bezruchu, przyciskany do zimnej
posadzki całą powierzchnią ciała. Chwilę potem dobiega go znajomy chichot i
Iero sturluje się z jego pleców niczym ubawiony szczeniaczek.
–
Mnie też miło cię widzieć – krzywi się Way, chociaż jego serce pęcznieje
gwałtownie, a gula w gardle niemal uniemożliwia mu mówienie.
Frank
gramoli się z ziemi i Gerard otrzymuje od niego tylko przelotny, zawadiacki
uśmiech przez ramię.
Pokój
Iero nie wygląda tak źle, jak można by się tego spodziewać. Na pewno na co
dzień jest z nim gorzej, ale teraz, w miarę uprzątnięty, wygląda jak pokój
zwyczajnego nastolatka, ze zwyczajnej szczęśliwej rodziny. (No, może z
wyjątkiem faktu, że takie przeciętniaki nie śpią na zdewastowanych materacach.)
Schodzącą tapetę przysłania duży plakat Misfitsów i mniejszy z podobizną
Roberta Smitha. Biurko i obrotowe krzesło wyglądają zupełnie przyzwoicie, a
okno przysłonięte jest koronkowymi firankami. W kącie stoi gitara.
–
Ładnie mieszkasz – wzrusza ramionami Gerard. Odpowiada mu prychnięcie.
–
Daj spokój, ten cholerny bałagan, przepraszam za niego.
Way
nawet nie ma siły mówić, że jego pokój i tak wygląda dziesięć razy gorzej.
Idą
do kuchni, i, jeny – ta kuchnia świeci pustkami. Way przyzwyczaił się już do
ciepłej, pełnej po brzegi kuchni w swoim domu; z lodówką pękającą w szwach; zupą,
którą Donna pospiesznie rano upichciła, żeby jej synkowie przypadkiem nie
umarli z głodu; napoczętymi napojami. Tu jest pusto i zimno. Kłuje go serce,
och, gdyby tylko mógł zapewnić Frankowi prostsze warunki do życia.
Niestety,
nie wszystko da się zwojować miłością.
–
Pijesz?
Czarnowłosy
przenosi na przyjaciela nieprzytomne spojrzenie, zadając nieme pytanie.
–
Chodzi mi o kawę, Sherlocku. – Frank potrząsa niecierpliwie pudełkiem, które
wcześniej wziął do ręki. Och, no tak. Kawa.
–
Napój bogów – na ustach chłopaka pojawia się kpiarski uśmiech. – Jasne, że
piję, jeszcze pytasz?
Twarz
Iero rozpromienia się w tym jego ufnym uśmiechu, który pochłania też oczy i
właściwie całą jego osobę. Ten chłopiec naprawdę promienieje, gdy jest
szczęśliwy, a Way jest naprawdę dumny, że to on doprowadza go do takiego stanu.
–
To jaką?
–
Trzy łyżeczki, bez mleka, bez cukru.
–
Tak jest! – Frank prostuje się, tupie nogą i salutuje. Gerard parska urywanym
śmiechem. Nie śmiał się za dużo przez dni, kiedy nie rozmawiał z przyjacielem.
– …Mówiłem już, że przepraszam za bałagan?
–
Jakieś pięć razy.
–
To ten będzie szósty. Wybacz.
–
Iero, ty idioto. Nie przeszkadza mi nic twojego, nawet jeśli to cholerny
bałagan.
Zalega
cisza. Przez chwilę mierzą się spojrzeniami, dopóki do obu nie dotrą słowa
Gerarda. Kiedy to następuje, obaj odwracają wzrok z rumieńcem. Way zdąża
zauważyć, jak kąciki ust Iero wędrują ku górze. Dalej czekając ciszy,
wsłuchując się jedynie w bulgotanie wody w czajniku. Żaden z nich nie
potrzebuje ciągłych rozmów. Obaj są zdania, że czasem lepiej potrwać w
milczeniu.
W
końcu Frank zalewa kawę przyjaciela, a sam wlewa sobie szklankę coli.
–
Mam nawet szampana, wiesz? – śmieje się nerwowo Iero, gdy idą z powrotem do
jego pokoju.
–
Oo, Piccolo?
–
Idioto! Nie, najprawdziwszego, z procentami. Akurat alkoholu w tym domu nie
brakuje. – Siadają na materacu Franka, o dziwo okazuje się wygodny, tylko
trochę skrzypi. – Wiesz, ogólnie jest tu pusto i nie ma co robić, ale nie
chciałem znowu zwalać ci się na głowę. Posiedzimy, a po północy możemy przejść
się po okolicy. Nie kupowałem fajerwerków, bo jeszcze ujebałoby mi rękę.
Ogólnie, nie lubię za bardzo fajerwerków, wiesz, pies mojej sąsiadki…
I
tak Iero znów pogrąża się w monologu, paple, gestykulując swoimi dłońmi
gitarzysty i Gerard jest najszczęśliwszy na świecie, mogąc siedzieć tu, pić
kawę i wsłuchiwać się w niski głos osoby, którą kocha najbardziej na świecie.
Żaden
z nich nie wraca na razie do t a m t e g
o wydarzenia. Udają, jakby nic się nie
wydarzyło, ale obaj czują, że w końcu temat zostanie poruszony. Na razie jeszcze
mają czas.
Ø
[Frank]
Bum!
Butelka
wódki z hukiem ląduje na biurku, tuż przed nosem Gerarda. Chłopak wybałusza
oczy i przez chwilę wpatruje się w nią zbaraniały, a potem przenosi wzrok na
przyjaciela. Frank czuje mrowiącą satysfakcję, że udało mu się go zaskoczyć.
Jeszcze przez chwilę czeka na jakąkolwiek reakcję z jego strony, by pochylić
się i spojrzeć na przyjaciela przez zniekształcony obraz butelki i płynu
krążącego w niej leniwie.
–
Ziemia do nerda!
–
Chcesz pić? – Gdy Way wreszcie się porusza, jest trochę bledszy i drży mu głos.
Iero nie wie, czy to ekscytacja, przerażenie, zniechęcenie czy jakaś inna
Gerardowa emocja. Włosy chłopaka opadają mu na oczy, a on nawet nie trudzi się,
żeby odgarnąć je w ten swój seksowny (czy on naprawdę właśnie użył w głowie
tego słowa?) sposób.
–
A ty nie?
Zapada
cisza. Ich spojrzenia krzyżują się, szmaragdowy ocean i plaster miodu. Gerard
jeszcze przez chwilę wygląda na skonsternowanego, ale nagle coś wydaje się w
nim pęknąć. Kącik jego ust drga i unosi się w górę. Spuszcza wzrok, nie odpowiada.
Frank szczerzy zęby; nie potrzebuje odpowiedzi. Patrzy jedynie na towarzysza i
jest całkiem pewien, że zupełnie go kocha.
_______________
Meh, znowu czekaliście 2 miechy, I'm so dumb xD Zaczyna się coś dziać, ehehe, wreszcie. To właściwie taki pół-rozdział, miał być o wiele dłuższy, ale wyjeżdżam i niezbyt mam jak dokończyć. W kazdym razie akcja się rozwinie jeszcze.
To było straszne! Czemu tak długo czekałam a tak krótko czytałam?! Zabijasz mnie tymi 1-2 miesięcznymi odstepami pomiędzy wpisami :'(
OdpowiedzUsuńParę błędów się pojawiło ale trudno domyslilam się o co chodzi ;)
Podobało mi się i cóż mogę więcej napisać? Super, że już jest "coś" między Gerardem a Franiem, może jeszcze to jest bardziej typu "Nie wiem czy go kocham, ale go jednak kocham", ale już jest coś więc... Jest moc! ;)
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest najlepsze na świecie, wiesz? Takie naturalne i rzeczywiste, bo tak sobie myślę, że gdybym to ja była Gerardem(i miałabym swojego Franka...)to na pewno zachowywałabym się podobnie. Wogóle miałam już napisać komentarz jak opublikowałaś 2 czy 3 rozdział, ale się wstydziłam. Bo ja to się wszystkiego wstydzę, niestety. No i tak moim zdaniem to jesteś genialna, masz niesamowity dar i to jest bardzo niesprawiedliwe, ale spójrzmy prawdzie w oczy-nawet gdybym miała jakiś fantastyczny dar, to i tak siedziałabym leniwie na dupie i zrzędziła. Więc cieszę się że to jednak na ciebie trafiło.
OdpowiedzUsuńJesteś wielka, pisz tak długo jak musisz.x
Fajne jest, masz kilka błędów, ale da się domyślić o co chodzi. Pisz dalej, bo nie dam rady czekać dwóch miesięcy. ^^
OdpowiedzUsuńTak się ciesze że dodałaś nowy rozdział, po tych 2 miesiącach myślałam, że już nic nie wrzucisz. KOCHAM TWOJEGO BLOGA I TO OPOWIADANIE, NIE PRZESTAWAJ PISAĆ ALBO ZACZNĘ CIE NAWIEDZAĆ W NOCY ◕‿◕
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńKiedy nowy?
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu dodałaś rozdział! (tak, przeczytałam już dawno, komentuje dopiero teraz).
Twoje opowiadanie jest najlepsze na świecie i jedyną jego wadą jest to, że tak szybko się kończy i chce się jeszcze więcej.
No ale dlaczego przerwałaś w tak emocjonującym momencie? Ja już taka happy, że 'coś' (^^) się wydarzy, a tu koniec rozdziału. Zostałam sama z depresją porozdziałową.
Miejmy nadzieję, że kolejny będzie ciut szybciej :D
Ale tak wracając. Nie jestem tu bez powodu. Mam do Ciebie pewną bardzo ważną sprawę (jej, jakie to będzie chamskie, aż mi wstyd:/). Mianowicie chodzi mi o to, że od dawna pracuję nad swoim opowiadaniem o Frerardzie. Właśnie wzięłam się w gary i wcielam swój plan w życie. Dopiero zaczynam, więc początek będzie ciężki, dlatego zwracam się do Ciebie o pomoc. Ty piszesz już długo i masz do tego wielki talent. Dlatego moje pytanie brzmi następująco: czy przeczytałabyś i oceniła mój pierwszy wpis? Planuje dodać go jakoś w weekend. Nie jestem pewna, czy moja praca ma jakikolwiek sens. Jeśli chcesz, mogę Cię poinformować o wpisie. (we-get-lost-in-the-dark.blogspot.com)
Przepraszam za moją chamską reklamę, ale tylko tak mogłam zwrócić Twoją uwagę.
Niecierpliwie czekam na Twój rozdział.
Życzę Ci mnóstwo weny i cieplutko pozdrawiam.
Do zobaczenia!
Powiedzmy tak: ninja się ujawnia, bo się wpienił, że przerwałaś w takim momencie xD
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony znam to aż za dobrze, bo sama to robię, no ale noo. Wódka się pojawia i rozdział się kończy. To podłe :P
Kocham to opowiadanie, dzisiaj mi się nawet śniło, a tu teraz znowu trzeba czekać.. Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się wcześniej, niż ostatnio ;) weny życzę :*
świetne ff i świetny rozdział. Nie wiem czy to tylko ja, ale kiedy czytam twoje opowiadanie czuje w nim nutkę lat 90. Szkoda, że rozgrywana akcja na prawde nie jest osadzona w tym okresie. Byłoby jeszcze lepiej.
OdpowiedzUsuńWszyscy piszą, że bardzo rzadko dodajesz nowe chaptery i niestety też muszę o tym wspomnieć. Zdążyłam już zapomnieć co stało się w poprzednim rozdziale i musiałam nadrobić. Ale to nic. Pisz kiedy możesz pisać i tak będe czekać na kolejne rozdziały i sprawdzać co kilka dni czy dodałaś c':
xo
ojapierdolematkoboskaprzenajświętszakurwamać.
OdpowiedzUsuńFantastyczne. Bohaterowie, Frank, styl, Frank, Żurard, ff i Żurard. Wspominałam o Franku? :")
Dwaj nexta, bo ocipieję. ♥♥♥
*Powoli ciepieje, bo wantsa morów tego bjutifula frerarda k*
kckc, masz wyrazy miłości od tych wszystkich ninjy (nie ma za co, ninje) ✿✿✿
HOMOPHOBIA IS GAY
xoxo, juczi
Powiem ci, że czytam to od jakiegoś czasu, i podoba mi się samo opowiadanie, jak i styl w jakim piszesz, nawet mimo to, że nie cierpię tego zespołu (szczerość), a jeszcze bardziej tworzenia przez fanów dziwacznych paringów. Jeżeli jednak przejdę sobie ponad to i wmówię, że to są normalni, fikcyjni bohaterowie, to jest całkiem fajnie. Wciąga, miło się czyta.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedy nowy ? ��
OdpowiedzUsuńKieeedyy nooowy??? 😍
OdpowiedzUsuńKocham Cię za to! <3
OdpowiedzUsuńDroga Ćmo Zuziu, dlaczego usunęłaś mój komentarz, zamiast mi na niego odpowiedzieć? (chodzi o rozmowę pachnącą stęchlizną)
OdpowiedzUsuńnie będę odpowiadać na prostackie, pseudo-sarkastyczne komentarze.
UsuńProstackie? Pseudo-sarkastyczne? No cóż, szkoda, że najzwyklejsze pytanie odbierasz jako atak i miotasz się zamiast normalnie na nie odpowiedzieć. Ponieważ możliwe jest tu dodawanie komentarzy, ja jako czytelnik po prostu zapytałam się o coś, co według mnie było niejasne, więc nie rozumiem po co ten ton. No trudno, mam nadzieję, że jednak nic im się w domu nie psuje a Gerard nie zatruję się pleśnią, która najprawdopodobniej jest przyczyną tego stęchłego zapachu :) Buźka
UsuńKiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńMogę czekać nawet rok na kolejny rozdział i wiem, że się nie zawiodę. Mam głęboką nadzieję, że nie poddasz się i wciąż będziesz miała skąd czerpać inspirację. :)
OdpowiedzUsuńxoxo
Jejuuu
OdpowiedzUsuńCzekamy ;___________;
Jedno z moich ulubionych ff. Jak Ci się udało stworzyć takie cudeńko, stary? :D Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać 2 dni temu, przeczytałam wszystko!!!!! Gdzie reszta?! to nie tylko najlepszy frerard ale ogl naj opko jakie kiedykolwiek czytałam! Kiedy będzie więcej?!
OdpowiedzUsuń