Jeżeli potrzebujesz wsparcia psychicznego, czujesz się źle w jakikolwiek sposób, masz myśli samobójcze, przestajesz widzieć sens w swoim życiu, masz problem z własną tożsamością - nie wahaj się i napisz do mnie na zellie@interia.pl lub w prywatnej wiadomości na twitterze @zachthemoth. Obiecuję, że odpiszę i postaram się pomóc.

środa, 27 lipca 2016

chapter XVIII

„Nie zrozumiecie tego, dopóki samodzielnie nie uda wam się tego doświadczyć."

Każdy to mówił. Jeśli przyszło ci kiedyś zawitać do Belleville, słyszałeś ten zwrot. Mieszkańcy miasteczka są zachwyceni Nowym Jorkiem i nikt chyba do końca nie wie dlaczego. Może to podziw dla faktu, że mogą mieszkać tak blisko metropolii, może to pewien rodzaj zazdrości. Ale jeśli mieszkasz w promieniu 50 kilometrów od NYC, dobrze wiesz, że każdy dookoła wychwala go niczym kapitol przyszłości i dobrobytu, widmo dostatku. Tak już jest z tym Nowym Jorkiem.

To była ich codzienność. Szare ulice i pogłoski o mieście, które nigdy nie zasypia.

Oni już też nigdy nie zasypiali. Odkąd są razem, sen wydaje im się dziwnym marnotrawstwem czasu. Oczywiście, że obaj są zmęczeni życiem, ale zapełniają pustkę ciepłymi, mokrymi pocałunkami w parku o pierwszej w nocy, jabłkowym piwem i dymem papierosowym oplatających ich twarze i ich umysły. „Ale najfajniej było, gdy poznałem twoją mamę!"  Tak powiedziałby Frank, chociaż Gerard był wtedy przerażony na śmierć.

Czasem zdarza się, że Donna wraca w sobotę po południu, nie wieczorem. I nigdy nie wiadomo kiedy to będzie, bo informacje o skróconej pracy dostaje zazwyczaj w ciągu dnia. Zazwyczaj jest to dla chłopaków miła niespodzianka i spędzają popołudnie oglądając jej ulubione telenowele i rozmawiając, kobieta przygotowuje wtedy zapiekankę z szynką albo domowej roboty burgery. To są zdecydowanie ulubione dni Gerarda, szczególnie wtedy, gdy wieczorem wpada do Franka, dostaje cichego buziaka w progu i zbiegają po klatce schodowej zanim starszy Iero zdąży się obudzić.

Mikey i Frank grają akurat na konsoli w jakąś platformówkę w stylu retro (oczywiście gra z Frankiem nigdy nie wygląda normalnie, chłopak cały czas próbuje znaleźć ukryte przejścia albo spycha towarzysza w przepaść z kolcami, co trochę utrudnia właściwą rozgrywkę), kiedy zaskakuje ich dźwięk przekręcanego zamka. Gerard podskakuje i w jednej chwili ma ochotę wypchnąć Franka przez okno, bo wie, że zaczną się pytania. Donna już taka była, drążyła temat dopóki nie dowiedziała się całej prawdy i  t y l k o  prawdy.

– Jak tam się mają moi mali chłopcy? – dźwięczny głos kobiety wypełnia pokój i otula ich całkowicie, a na twarzy Franka maluje się wyraz niedowierzenia, że rodzic może tak ciepło odnosić się do swojego dziecka. Na pewno nie jest przyzwyczajony do tego stanu rzeczy.

Donna na chwilę zamiera w progu salonu, zdziwiona, ale potem tylko uśmiecha się uprzejmie, wodząc wzrokiem po twarzach zgromadzonych.

– Od kiedy ty masz kolegów, Gerard?! – wybucha śmiechem. Way nieco zażenowany spuszcza wzrok. Nie przeszkadza mu wcale ten żart, ale to, co niechybnie po nim nastąpi.

Frank bardzo przypada Donnie do gustu i Donna przypada jemu, za godzinę już traktuje go jak trzeciego, zaginionego syna – mierzwi mu włosy, głośno komentuje jego piercing, a on jej się odgryza w zupełnie naturalny sposób i w ogóle wszystko jest naturalnie, co napawa Gerarda pewnego rodzaju poczuciem spokoju i stabilności.

Potem długo jedzą burgery, a mama Way bardzo długo rozmawia ze swoim zięciem. Pod koniec wieczoru, kiedy Way wychodzi odprowadzić swojego chłopaka, zerka w oczy matki i wie, że ona wie. Kobieta puszcza mu oczko spod platynowej grzywki, a Gerard przygryza wargę, rumieni się i popędza Franka do szybszego wyjścia z mieszkania.

– W 2013 zanotowano tu 333 popełnione morderstwa – odzywa się kierowca, gdy niemal tratując ludzi przed nimi, wytaczają się z autobusu. Frank uśmiech się półgębkiem i pstryka palcami w jego stronę:

– Nie za to panu płacą!

Ø

– Mówię ci, że mieliśmy wysiąść stację dalej!

– Cholera, jestem pewien, że chodziło o tę. Pójdziemy tymi schodami i będziemy na miejscu.

– Cztery stacje dalej znaczyło, że mamy wysiąść NA czwartej, nie PO niej.

– Pieprzysz, Gee.

– Twoja orientacja w terenie jest z e r o w a.

– Moja orientacja ogólnie jest zerowa. – Frank uśmiecha się półgębkiem i unosi się lekko na palcach, by cmoknąć chłopaka w usta. Z ciekawości obaj rozglądają się w poszukiwaniu zgorszonych spojrzeń; o dziwo nie napotykają ani jednego. Ludzie spieszą w swoje ważne miejsca, w swoje ważne sprawy, na ważne spotkania i na ważną nieistotność.  – To nie Belleville – kwituje.

– Zdecydowanie nie Belleville.

                Ø

Budynek Muzeum Seksu nie wygląda majestatycznie ani pociągająco, ani specjalnie erotycznie. Może poza różowym napisem KINK, widniejącym nad szyldem. Nie jest to właściwie osobny budynek, tylko lokal w wyremontowanej kamienicy, na rogu, zaraz obok Cathay Banku.

Gerard unosi brwi w powątpieniu, ale Frank utrzymuje swoją nonszalancką minę; coś pomiędzy rozbawieniem i uznaniem.

– Podobno mają rzeźbę trzech posuwających się jeleni – mruczy. Podchodzi do Gerarda i obejmuje go w biodrach, mrucząc w jego szyję: – Kręci cię to?

– W chuj, ale wstydziłem się przyznać – odpryskuje sarkastycznie czarnowłosy.

– Mmm, zawsze możemy zrobić trójkąt z psem, kochanie…

– Lecz się, Iero. – Wyższy chłopak próbuje odkleić od siebie towarzysza, ale w rezultacie zostaje mocniej opleciony szczupłymi ramionami, a nawet zjeżdżają one niżej i zaciskają się na jego pośladku. Way przewraca oczami. – Chodźmy już, chcę zobaczyć te jelenie.

                                                           Ø             

Tak wiele nagości, dmuchanych gigantycznych cycków, rysunków prostytutek, posuwających się szkieletów, tatusiowego kinku i innych perwersji małych i dużych nie widzieli nigdy w życiu. Czasem, najczęściej po wódce, oglądali razem śmieszne i kiczowate porno, ale przeżycie czegoś takiego na żywo wcale się z tym nie równało. Gerard wychodzi z wytrzeszczonymi oczami, a Frank niemal płacze ze śmiechu. Kupił sobie nawet figurkę penisa z imitowanych diamentów i złota, i utrzymuje, że to jego trofeum bitewne.

– Kurwa, a mogliśmy iść w to miejsce do muzeum sztuki. Nienawidzę cię, Iero.

– Uwielbiasz mnie, kocie. – Frank puszcza oko.

Podążają ulicą i podziwiają wysokie większe, niż ich chęci do życia razem wzięta, aż dochodzą do jakiejś wegańskiej knajpki. Frank gasi papierosa w koszu i wyrzuca tam peta, zanim wchodzą do środka.

Często słyszy się o tym, że na pewnym etapie związku pary upodabniają się do siebie nawzajem.  Iero z dumą zaobserwował więc, że Gerard mimowolnie przejął jego nawyki żywieniowe i po prostu przestał jeść mięso. Wypełnia to bruneta ciepłem i spokojem, bo trzyma się swoich przekonań bardzo ściśle – ludzie nie mają najmniejszego prawa zabijać zwierząt dla własnych korzyści.

O przejściu na wegetarianizm zadecydował w trzeciej klasie podstawówki. Przypadkiem natrafił w gazecie na artykuł o tym, jak traktowana jest większość kur przed ich ubojem i zupełnie go to przeraziło. Obiecał sobie wtedy, że w życiu już nie tknie mięsa i tak też zostało. W tej chwili przerażają go reklamy „świeżych udek z kurczaka” na bilbordach i sklepy mięsne z taką ilością martwych organizmów. Ogólnie Franka trochę przeraża świat.

Iero zamawia gigantycznego wegańskiego burgera i świeży sok z pomarańczy, a Gerard tylko dyniową zupę-krem. Ostatnio czarnowłosy mało je i Frank to widzi, ale ma nadzieję, że mu przejdzie. Kiedy Way zostawia połowę swojej i tak nikłej porcji, i tylko brodzi w niej niechętnie łyżką, niższy chłopak decyduje, że muszą o tym porozmawiać.

Ø

Po osiemnastej siedzą już w powrotnym busie. Frank ma na sobie o milion rozmiarów za dużą koszulkę „I <3 New York”, którą kupił zupełnie ironicznie. Czuje, że będzie miał zakwasy po gubieniu się w miejskiej dżungli i wsiadaniu w niewłaściwe linie metra. Uśmiecha się jednak ze zmęczeniem, to był dobry dzień. Nie zna definicji randki, ale jeśli to była randka, to bawił się zajebiście.

Gerard tylko opiera policzek o szybę i patrzy gdzieś w przestrzeń. Nagle wygląda na przygnębionego.

__________________________
Zbliżamy się do ostatniej prostej, kochani. Dzięki, że jeszcze jesteście.

15 komentarzy:

  1. Trochę smutno, że brak tu komentarzy. Napewno jeszcze nikt nie widział.
    Jest fajnie, odważnie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale czytając jeden fragment (już nie mogę go znaleźć) przypomniał mi się koncert Roguca na Woodstock'u, kiedy mówił o myciu się w jeziorze.
    Czekam na więcej, standard.
    Kocham Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie się dziwię, bo zawsze wszyscy się rzucali na nowe rozdziały, ale podejrzewam, że wiele osób jest na wakacjach.
      pewnie ci chodzi o jeden z fragmentów z dramatu między piosenkami, no nie? Rogucki i jego sposób pisania ogólnie jest dla mnie wielką inspiracją, a rozmowa z nim praktycznie uratowała mnie od samobójstwa. #themoreyouknow

      Usuń
  2. dzień dobry wieczór, już się rzucam na nowy rozdział.
    dodany w moje imieniny, ale po 21 nie było mnie w internetach(o dziwo)
    jeny jak mnie boli że się to skończy kiedyś
    (myśl pod tytułem: "Wszystko się kiedyś kończy" wypowiedziana na głos przed komputerem i jaśminową świecą o w pół do trzeciej w nocy, podczas gdy za oknem pada deszcz była trochę cringey)
    serio odkąd w tym tygodniu tu wróciłam moje życie to Burn Bright i Steven Universe
    ://

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo piękne, tumblra widzę w tym kinku
    i czy tu powinno być coś, a go nie ma i zdanie traci sens, czy to ja mam jakiś problem?: "Podążają ulicą i podziwiają wysokie większe, niż ich chęci do życia razem wzięta, aż dochodzą do jakiejś wegańskiej knajpki"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niee, to błąd i gdzieś tam powinno być jeszcze "wieżowce" xd nie sprawdzam rozdziałów przed przeczytaniem, bo bym się obrzygał czytając to. dzięki, jutro poprawie!

      Usuń
  4. Proszę, niech to opowiadanie się nigdy nie kończy ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SAME ;-; NIE JESTEM GOTOWA PSYCHICZNIE NA KONIEC

      Usuń
    2. ja też!! ;o

      Usuń
  5. Prawie codziennie wchodziłam żeby sprawdzić czy przypadkiem nie ma nowego rozdziału. Przez ostatnie parę dni nie miałam dostępu do internetu, po całodniowym nadrabianiu nieobecności trafiłam tu. Kiedy zobaczyłam ze jest nowy rozdział, przysięgam - krzyknęłam z radości. Uwielbiam to jak piszesz i o czym piszesz. Jedyne co mogę zarzucić temu rozdziałowi to to, że mógłby być dłuższy... ale już wolę taki niż żaden! nie przestawaj pisać!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze kiedy czytam nowy rozdział to mam wrażenie, ze przez tę chwilę cały bajzel w moim życiu, znajduje swoje półki.
    Ratujesz mi życie tym blogiem, nawet nie jestem w stanie powiedzieć jak wiele wniósł do mojego mózgu.

    OdpowiedzUsuń
  7. A tak serio to kocham cie i ten blog zakuś.(o to nam chodzi)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten blog uratował mi życie.
    Mi tez.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawsze komentuję tego frercia późno, kiedy już nie myśl,, wiec zdecydowałam się na zaledwie 3 jakże wymowne słowa jeszcze, jeszcze,jeszcz... No i oczywiście kiedy więcej? Pozdrowionka
    ~Ola

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytałam wszystko,co znajduje się na tym blogu.
    I jestem zachwycona. Wszystko tak dobrze do siebie pasuje.
    Żałuje, że nie trafiłam na tego bloga wcześniej.
    Nie mogę doczekac się kolejnego rozdziału (i nie, wcale nie mam cichej nadzieji że pojawi się kontynuacja ATWIBC :'))
    Życzę Ci dużo weny i czekam, czekam, czekam..
    P.S Drodzy Killjoysi nie zapominajmy czego mamy dziś piętnastą rocznicę i co to wydarzenie zapoczątkowało.
    ~Ronni

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiem, że od napisania tego rozdziału minęło trochę czasu i pewnie już nie pamiętasz o tym blogu, ale bardzo Cię proszę o kolejny rozdział. To mój zdecydowanie mój ulubiony frerard.

    OdpowiedzUsuń