Jeżeli potrzebujesz wsparcia psychicznego, czujesz się źle w jakikolwiek sposób, masz myśli samobójcze, przestajesz widzieć sens w swoim życiu, masz problem z własną tożsamością - nie wahaj się i napisz do mnie na zellie@interia.pl lub w prywatnej wiadomości na twitterze @zachthemoth. Obiecuję, że odpiszę i postaram się pomóc.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

chapter XIII

[Gerard]

– Trochę mnie to gryzie.

– Hm?

– Że przeze mnie tak się od nich oddaliłeś.

Gerard niepewnie przygryza wargę, starając się skrzętnie uniknąć wzroku towarzysza. Natychmiast czuje na sobie świdrujące spojrzenie, przewiercające go na wskroś, zaciekawione, nieustępliwe. Frank zawsze to robi – wpatruje się w ciebie, dopóki nie ustąpisz i nie rozpoczniesz z nim cichej wymiany spojrzeń.

Way musi nauczyć się mu nie ustępować, bo, Boże, z każdym rozmigotanym łypnięciem oczu Iero zakochuje się w nim od nowa, jeszcze bardziej niż przedtem.

Nareszcie zdobył się na wyrzucenie z siebie tego, co dręczy go już od dłuższego czasu. Ogólnie, ostatnio dręczy go wiele rzeczy – zastanawia się nad tym, co powiedział mu Chester Gervais, nad tym, czy już można określić jego i Iero jako najlepszych przyjaciół (Jak on to nazwał? Best secret friends forever? Cóż, już nie wydają się być aż tacy secret, wręcz przeciwnie), jak w ogóle odbiera ich reszta szkoły i jak odbiera ich sam Frank. Zmiany zawsze rodzą pytania i przynoszą oceany wątpliwości, a przecież tak dużo się zmieniło w tak stosunkowo krótkim czasie, co jednocześnie ekscytuje go i niepokoi. Jedna z niewielu rzeczy, które (niestety) pozostały takie same, to jego bezsenność podczas ciągnących się w nieskończoność, cichych i głuchych nocy. Jak również niezdrowe, ponure przemyślenia, które jej towarzyszą, a których z całej siły chciałby się wreszcie wyzbyć, ale po prostu nie potrafi. Od kilku dni najbardziej męcząca jest nawracająca myśl o tym, że jego przyjaźń z Iero bardziej im obu szkodzi, niż pomaga.

Teraz, gdy siedzi z nim na stołówce, unikając iskierek z jego promiennych oczu, ale będąc na tyle blisko, że jest w stanie wyczuć zapach tytoniu, którym chłopak jest przesiąknięty, wszystko wydaje się być idealne. Jest cudownie i chłonie każdą sekundę całym sobą, i wydaje mu się, że nic nie jest w stanie tego popsuć, i że wszystko już będzie dobrze.

Niestety, wraca do domu i depresyjne myśli powoli znów zaczynają się w nim kumulować, by w końcu zaatakować go w pełni sił nocą. I myśli sobie – „Jezu, wszystko spierdoliłem. Co ja w ogóle wyprawiam? Nie robię nic, by pomóc mu z ojcem, mało tego, bo jeszcze odebrałem mu jedyną odskocznię od katorgi w domu, odebrałem mu akceptację wśród rówieśników. Cholera, może jeszcze da się to jakoś odkręcić, może gdybym teraz przestał się do niego odzywać…”

Oczywiście, że nie jest w stanie przestać się do niego odzywać. Czasem przychodzi do szkoły z twardym zamiarem zerwania znajomości z Iero dla jego własnego dobra, ale gdy tylko widzi jego sylwetkę na horyzoncie, wszystkie postanowienia miękną i topią się niczym lód pod wpływem ciepłych promieni słońca. A potem Frank zaczyna mówić o tym, jak spodobał mu się zespół The Pixies, który Gerard mu polecił, i że britpop wcale nie jest tak zły jak przypuszczał, i, Boże, Way tak go wtedy kocha.

– Jesteś idiotą.

Na te słowa Way mimowolnie podnosi wzrok i – no tak, daje się zapędzić w pułapkę przyjaciela, zresztą nie pierwszy i z całą pewnością nie ostatni raz. Ich spojrzenia krzyżują się i żołądek czarnowłosego wykonuje niespodziewanego fikołka w tył, wszystkie jego wnętrzności zamieniają się miejscami, twarz płonie rumieńcem, a potem zostają już tylko oczy Iero. K o c h a  w nie patrzeć, uwielbia podziwiać ich kolor i to, jak zmienia się on wraz z warunkami zewnętrznymi i nastrojem chłopaka. Frank zdaje sobie sprawę ze słabości Gerarda do swoich tęczówek. Bóg jeden wie, jak się tego domyślił, ale na pewno wie, i na pewno celowo zmusza przyjaciela do istnych katuszy, jakimi jest wpatrywanie się w nie.

– Cz-czemu?

– Jak to czemu? Boże, Gerard! – Frank wyrzuca ręce w powietrze, wbijając gniewne spojrzenie w stolik, przy którym siedzą jego (teraz właściwie byli) kumple. Podążając posłusznie za jego wzrokiem, czarnowłosy przygląda się z boku scence, jaka się tam odgrywa. Chłopaki śmieją się tubalnie i bardzo, bardzo głośno z jakiegoś filmiku, który wyświetla na ekranie swojego telefonu ten gruby, Gabe. – Naprawdę uważasz, że w takim gronie jest moje miejsce?

Iero ponownie spogląda na rozmówcę, unosząc brwi w ten  s w ó j  sposób. Way ignoruje jednak jego pytanie.

– Odrzucają cię. Niedługo to tobie będą wrzucać plecak do kosza, to ciebie będą nazywać pedałem. Przecież nigdy tego dla ciebie nie chciałem.

– Ale co z tego?

– Jak to „co z tego”?

– No nie wiem, aż tak się tym przejmujesz?

– A ty nie?

Gerard czuje się jak małe, niemogące znaleźć zrozumienia u dorosłego dziecko. Szczególnie, gdy Frank spuszcza wzrok i chichocze uroczo, jakby ktoś opowiedział mu świetny dowcip. Jego oczy mienią się filuternie, gdy z powrotem zerka na przyjaciela.

– A czy wyglądam jakbym się przejmował?
Ø

Tej nocy Gerard znowu płacze.

Nie ma pojęcia, czemu. Przecież wydarzyło się dzisiaj tyle miłych rzeczy, jak każdego dnia, od kiedy wszedł w bliższą relację z Frankiem Iero. Przecież nie chce być smutny, nie chce czuć się tak beznadziejnie, ale nie może nic na to poradzić i to wprawia go w przerażenie. Chyba pierwszy raz aż tak nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami, pierwszy raz jest tak roztrzęsiony bez żadnego konkretnego powodu.

Co więcej, pierwszy raz od jakiegoś czasu odczuwa ponownie tę niezwykle silną, świerzbiącą potrzebę, by sięgnąć po żyletkę.

Dzięki Frankowi udało mu się ograniczyć okaleczanie się do minimum. Stara się zamieniać zadawanie sobie bólu na coś innego – kreśli postaci o gniewnych, kanciastych kształtach, puszcza głośno muzykę, biję w poduszkę. Jednak teraz jedna z niewielu nieomylnych części duszy podpowiada mu, że nie uda mu się znaleźć taniego zamiennika, nie tym razem.

A cierpienie narasta z każdą sekundą, z każdym oddechem, z każdym rozdygotanym spojrzeniem prześlizgującym się po ścianach pokoju. Już sam nie wie co robić, zdaje sobie sprawę, że gdy jego roztrzęsienie osiągnie punkt krytyczny, sięgnie po żyletkę, łamiąc wszelkie obietnice, które zdążył rzetelnie i jakże lekkomyślnie złożyć Iero. Stara się to wyszlochać, płacze żałośnie, zaciskając palce na pościeli, aż w końcu całkowicie opada z sił. Wiotczeje, szloch przestaje wstrząsać jego szczupłą piersią, i tylko wodzi wymęczonym spojrzeniem po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu, czując, jak obumiera od wewnątrz.

Mijają minuty, które dłużą się jak godziny, Gerard ma wrażenie, że jego głowę za chwilę rozsadzą myśli, a rano Donna lub Mikey zastaną pokój obryzgany krwią i szczątkami mózgu. Uśmiecha się ponuro na tę wizję. (Frank raz nazwał ten uśmiech Waya rekinim. „Zbyt dużo zębów, zbyt mało uśmiechu” – mówił, marszcząc brwi z dozą zmartwienia.) A potem nagle wszystkie przemyślenia znikają, rozpływają się, i pozostaje tylko obezwładniająca chęć zadania sobie bólu.

Na ślepo grzebie w szufladzie, drżącymi dłońmi wyciąga pudełeczko z żyletkami i bez zastanowienia je otwiera. Wyciąga cienki, ostry przedmiot i wpatruje się w niego przez długą chwilę, zanim przyłoży go do skóry. Wtedy w jego głowie rozlega się głos.

„Co by powiedział Frank?”

 – Co by powiedział Frank? – powtarza to na głos, żeby w pełni dopuścić do siebie wagę tych słów. Myśli powracają, powracają również wątpliwości. Nie może tego zrobić, nie może tego zrobić Frankowi, o Boże, nie, czemu myślał tak chociaż przez chwilę, przecież obiecywał, Chryste, obiecywał.

Długo waha się, zanim wybiera na telefonie numer Iero i jeszcze dłużej zwleka z naciśnięciem zielonej słuchawki. Czuje się jak małe, zagubione dziecko, sam już nie, co robić. Nie wie, czy przyjaciel nie będzie zły za wydzwanianie do niego w środku nocy. Kieruje się krótkim impulsem, przykłada słuchawkę do ucha i przymyka powieki, wsłuchując się w wibrujące sygnały oczekiwania na połączenie.

Sekundy dłużą się niemiłosiernie; po paru przeciągłych dźwiękach Gerard jest już pewien, że Frank nie odbierze – może nie słyszy, może nie chce słyszeć – i spędzi tę noc na ponownym okaleczaniu się, chociaż z całych sił próbuje tego uniknąć. Serce, które do tej pory biło szaleńczo, uspokaja się jak gdyby z rezygnacją i gdy Way już odsuwa słuchawkę od ucha i ma zamiar się rozłączyć, z telefonu dobiega stłumiony głos.

– Śpiąca królewna nie jest aż taka śpiąca, co?

Gerard przełyka łzy. Na usta cisną mu się tysiące kombinacji słów, jednak każda z nich wydaje się niewystarczająco dobitna, niegodna osoby, do której miałaby być skierowana. W końcu chłopak zaciska oczy i łamiącym się głosem wykrztusza:

– Frank…

– Co się dzieje, Gee?

Gee. Frank zaczął go tak nazywać niedawno, i Way doprawdy pokochał to zdrobnienie. Uśmiecha się teraz przez łzy, ignorując drżący podbródek i zdrętwiałe od wykrzywiania twarz w płaczliwym grymasie mięśnie.

Kurwa, jak on go kocha. Uczucie, jakim zdążył obdarzyć Franka Iero przez te dwa miesiące ich znajomości jest niepojęcie duże, wydawać by się mogło, że zbyt wielkie i potężne, by zmieścić się w tak niewielkim i wątłym ciele. Jest zakochany po uszy, jest tak cholernie zakochany, że nie potrafi tego wyrazić w żadnym chybotliwym szkicu ani w żadnej niedoskonałej piosence, które mozolnie tworzy z myślą o tym chłopaku niemal każdego dnia. Aż dławi się na myśl o przyjacielu i jest tak wdzięczny Bogu, losowi czy po prostu życiu, że jest mu dane obcować z nim na co dzień.

– Nie wiem – szepcze niemrawo, a potem jego piersią wstrząsa kolejny szloch. Nie kłamie, naprawdę nie wie i niczego nie rozumie, jest jak ściśle i zawile poplątany supeł. Trzęsie się niczym w ataku epilepsji przez następne parę minut. Słyszy, co Frank do niego mówi, lecz nie słucha, w efekcie czego słowa zlewają się w płynną całość, a głos chłopaka zamienia się w aksamitny strumień spływający prosto do duszy czarnowłosego.

Gerard nawet nie zauważa, kiedy zdążył opaść bezwładnie na poduszki, kiedy jego ciało przestało drżeć szaleńczo, a łzy przestały sfruwać z jego twarzy. Telefon leży teraz obok niego na poduszce, a dochodzący z niego głos przypomina bardziej mruczenie kota, aniżeli dźwięki, jakie wydaje z siebie człowiek.

Przykłada słuchawkę do ucha, gdy pada wyraźniejsze już pytanie „słyszysz mnie?”.

– Słyszę.

– Podejdź do okna.

– Hm? Cz-czemu?

– Zobaczysz – pada odpowiedź, a Way potrafi wyczuć ten łobuzerski uśmiech na twarzy Iero w sposobie, w jaki wypowiada te słowa.

Podchodzi więc do okna i przysiada na jego parapecie, opierając czoło o chłodną szybę.

– Jesteś?

– Jestem.

Przenosi wzrok na oświetloną mrugającym światłem latarni ulicę i czuje, że coś mu nie pasuje. Gdy po paru chwilach dostrzega w końcu źródło zaniepokojenia, uśmiecha się niczym dziecko, odsłaniając zęby. W momencie, gdy chce coś powiedzieć, odzywa się Frank:

– Patrz, Gee. Pada śnieg.

Ø

[Frank]

Nie dopytywał się później o incydent tamtej nocy. Następnego dnia w szkole przytulił tylko chłopaka z całych sił, wbiegając na niego z impetem, aż obaj stęknęli głucho. Zdążył już trochę poznać Gerarda i wie, że nie jest to osoba, na którą należy naciskać – jeżeli miałby ochotę o tym porozmawiać, zrobiłby to. Iero zachował więc wszystkie przemyślenia dla siebie.

A myślał o tym dużo, może nawet zbyt dużo. Pierwszy raz bowiem miał do czynienia z tą kruchą i skrzętnie skrywaną stroną Waya, pierwszy raz naprawdę poczuł, z jak bardzo złamaną osobą ma do czynienia. Oczywiście nie ma zamiaru zostawić go po tym wydarzeniu, nie pójdzie na łatwiznę, nie jest aż takim idiotą. Podświadomie zaczął jednak ważyć w myślach słowa przed ich wypowiedzeniem, ostrożniej dobierać gesty i poświęcać przyjacielowi jak najwięcej uwagi.

Czuje też  t o. „To”, tak nazywa to w myślach, bo nie ma pojęcia, jak inaczej to określić. Objawia się jako jakieś niesklasyfikowane napięcie w głowie, jakby zapominał o czymś ważnym; tak jak czasami, gdy wchodzisz do pokoju i zapominasz, po co to zrobiłeś. Nie daje mu to spokoju i jest na tyle natrętne, że spędza sen z powiek i zmusza do pogrążania się w nagłych, głębokich rozmyślaniach w środku dnia. Ma mętne przeczucie, że chodzi o coś związanego z Gerardem, zastanawia się czy nie zapomniał czegoś mu powiedzieć, dać, zrobić. Ale przecież oddał mu wszystkie płyty Pixies i Bowie’ego, o czym innym może nie pamiętać?

O dziwo odpowiedź nie przychodzi do niego podczas wsłuchiwania się w ciszę nocy i krzyk własnych myśli; ani podczas spaceru na chwiejnych, posiniaczonych nogach. Przychodzi do niego na angielskim, kiedy lustruje uważnie ostre rysy twarzy Waya siedzącego obok. Przygląda się kościom policzkowym tak silnie zarysowanym, że można byłoby się o nie skaleczyć, i śmiesznie zadartemu nosowi, i tym bystrym rozumnym ślepiom wilka, i kurtynie ciemnych rzęs, którymi są one osłonięte, i bladoróżowym ustom zaciśniętym w skupieniu. Po prostu patrzy, chłonie postać przyjaciela całym sobą, każdym zmysłem. Następnie dociera do niego, że robi to zdecydowanie zbyt często w ciągu ostatnich paru tygodni.

A potem myśli, że kocha Gerarda Waya.

Nie byłoby kłamstwem rzec, że myśl ta trafia go niczym błyskawica. Gdyby prowadził pamiętnik, tak właśnie by to opisał. Niczym porażenie piorunem. Uczucie napięcia i wyczekiwania nagle zanika, czuje obezwładniającą ulgę, a jednocześnie przechodzi go nagły dreszcz. Niemal odskakuje jak oparzony, ale tłumi w sobie ten odruch. Czarnowłosy zauważa jednak jego nerwowe drgnięcie.

– Co? – pyta, marszcząc brwi w niezrozumieniu.

– Nic – duka Frank w odpowiedzi.

Chociaż tak naprawdę miał na myśli „wszystko”.

________________________
Jestem najokropniejszy, wiem.
Nie będę się tłumaczyć. Szkoła niszczy, deprecha też niszczy. Hopefully nowy rozdział pojawi się szybciej niż ten. (Ta, zawsze tak mówię.)
Dziękuję Wam, że jakoś ze mną wytrzymujecie. Przepisali mi silniejsze leki więc ha!, może niedługo odzyskam trochę więcej chęci do egzystencji i tworzenia.
W tym rozdziale Frank i Gerard mieli zostać parą, ale po prostu nie udało mi się tego napisać, a czas mnie goni, bo zależy mi na dodaniu rozdziału przed koncertem Gerarda. (Btw, okularnik z długimi kasztanowymi włoskami, fioletowymi końcówkami, chokerem na szyi, rękawiczkami-szkieletami, czarną kurtką i w martensach/steelach to będę ja. Przytulajcie mnie, jestem samotny. :c).

UDANEGO KONCERTU GERDUSIA, PYSIE. SEE YOU THERE!

14 komentarzy:

  1. Jezzzuu nareszcie! nie jestem zbyt dobra w komentowaniu ale wszystko co chce powiedziec to to, ze podoba mi sie ten rozdzial :3 ale zdecydowanie za krótki. Prosze szybciutko dodawac nastepny, nie wytrzymam tak dlugo jak wczesniej, az przeczytalam jeszcze raz calego frerarda od 1 rozdzialu bo zapomniałam :/ i caly czas marudzilam bf (pozdrawiam cie ciulko ♥) ze jaaa chce nowy rozdzial xd do zobaczenia na koncercie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bardzo chciałabym być na koncercie Gerarda z dwóch powodów. Po pierwsze to koncert Gerarda, a po drugie chciałabym Cię przytulić i podziękować za to opowiadanie. Jest genialne. Kilka razy czytałam całość. Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały. Trzymaj się ciepło ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowna poprawa humoru na zakończenie dnia. Jedyne, co mogę powiedzieć, to: dziękuję. Było cudowne, nieważne, czy wyszło takie, jakie chciałaś, czy też nie. Wiesz przecież, że my i tak będziemy uwielbiać to, co tworzysz. Ode mnie tula dostaniesz, przygotowuj się już! :)
    Btw. od której będziesz czekać przed klubem?

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny rozdział. Nie będę się wysilać nad dłuższym komentarzem, bo to jest cudowne i tyle. ;-; Nie mogę się doczekać następnego i mam nadzieję, że już w następnym Gerdziu i Frank będą razem, bardzo ładnie proszę... :3 :D
    No, to do zobaczenia na Gerardzie (mam nadzieję xd) jeżeli w ogóle się zobaczymy, no cóż jestem niska, ale to nie tylko o to chodzi! xD Nie będę się rozpisywać jak wyglądam, cóż, typowa blondynka, krótkie włosy. Bardzo krótkie, wyglądam na pierwszy rzut oka troszeczkę jak chłopak. xD
    No tak więc, życzę Ci udanej zabawy na koncercie Gerdzia! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudny chodź trzeba było tyle czekać. Ale to nic, opłacało się <3 Świetny *.*
    Przytuliłabym Cię ale nie jadę. ;c

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm, jestem tutaj nowa, ale od dawna czytam twojego bloga. Uwielbiam twój sposób pisania, serio ;; Frankie jest takim biednym, słodkim szczeniaczkiem, Geesus ;u;
    życzę weny i czekam na nexta c: *wyczuwam kissu kissu :3*
    Prawdopodobnie też zobaczę cię na koncercie Gee, ale i tak nie będę wiedziała, kim jesteś :")

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie będzie mnie na koncercie (BECZĘ OD 2 TYGODNI ) ale wysyłam ci internetowy mega-uścisk :* Trzymaj się okularniku kochany.

    ~Czerwonaa

    Ps. Uwielbiam tą twoją wersję naszych kochanych gejów. :3
    I MAM PYTANKO :
    Po zakończeniu tego masz zamiar zacząć nowy ,tak?

    OdpowiedzUsuń
  9. Cholera, jesteś niesamowita!
    Czekałam na ten rozdział i się doczekałam. Uwielbiam twój styl, te dialogi, wszystko. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie tak świetny jak ten, albo nawet lepszy.
    Życzę ci super zabawy na koncercie Gee, bardzo chętnie bym pojechała i cię przytuliła, lecz nie mogę, a szkoda :c
    -Szop

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest tak cholernie prawdziwe...
    Tyle emocji, bólu serca i łez kosztowało mnie czytanie tego dzieła.
    Czekam na więcej, mam nadzieje ze to się nigdy nie skończy.
    Strasznie utozsamiam się z Gerardem i Frankiem,utozsamiam się z ich bólem.
    Kocham Cię za to ze to tworzysz.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  12. dobra, no o to wreszcie zbieram się żeby napisać Ci ten piękny, szczery, i poruszający komentarz (tak, jestem mistrzem sarkazmu).
    ostatnio zapytałaś mnie czy nie czuję się dziwnie, że rozmawiam z autorką itd (już nie pamiętam jak to dokładnie ujęłaś, przepraszam). więc tak, czuję się wspaniale. i powiem, że to jest w chuj niezwykłe uczucie, patrzeć na Ciebie, gadać z Tobą, spać (nawet jak zabierasz kołdrę) i ogólnie obcować i jarać się wprost do Ciebie tym co piszesz. i naprawdę jestem jakieś sile nad nami wdzięczna za to. boję się, że będę pisała ten komentarz na dwa razy, bo chcę żeby był dobry i chcę zawrzeć w nim to, co chcę powiedzieć od dawna.
    jesteś dla mnie naprawdę wielka i genialna. twój sposób patrzenia na świat i umiejętność pokazania tego tak, że nawet ja to umiem trochę pojąć i przelania tego na papier. ja widzę jak wiele jest Ciebie w tym opowiadaniu i Ty też widzisz, ale ja mówię to z mojej perspektywy małego czytelnika.
    piszesz wspaniale, i również znam Cię długo, więc myślę, że jestem w stanie z czystym sercem powiedzieć, że jesteś też wspaniałą osobą.
    myślę, że nie tylko ja zawsze z utęsknieniem czekam na następny rozdział tego cudeńka i mam nadzieję, że to jest dla Ciebie duża motywacja i chociaż trochę zaczniesz wierzyć w to jak bardzo jesteś dla mnie - dal nas, ale nie chcę się wypowiadać za wszystkich - geniuszem i przykładem.
    jest jeszcze wiele i to wiele rzeczy, które chciałabym Ci powiedzieć, ale jak przyszło co do czego, to zapomniałam połowy, ech.
    w każdym razie, dziękuję Ci, że jesteś, że piszesz, że nie przestajesz, że mogę z tobą obcować, że jeszcze mnie nie zabiłaś. i również ogromnie dziękuję Ci za Chestera xD
    pisz dalej, pisz i nie zniechęcaj się. jesteś moim wzorem i wielkim człowiekiem.
    pozdrawiam i powodzenia.

    OdpowiedzUsuń