Jeżeli potrzebujesz wsparcia psychicznego, czujesz się źle w jakikolwiek sposób, masz myśli samobójcze, przestajesz widzieć sens w swoim życiu, masz problem z własną tożsamością - nie wahaj się i napisz do mnie na zellie@interia.pl lub w prywatnej wiadomości na twitterze @zachthemoth. Obiecuję, że odpiszę i postaram się pomóc.

sobota, 14 maja 2016

chapter XVII

[Gerard]
Na początku to wpływa tylko na jego oddech.

Może patrzeć na Franka i nie musi ukrywać zachwytu. Westchnienia podziwu i miłości, i bezkresnego poświęcenia często wyrywają się z jego piersi, gdy tak na niego patrzy. Iero uśmiecha się wtedy i pociąga nosem, trąc go palcami ubranymi w kościotrupią rękawiczkę. Way odwzajemnia uśmiech, a potem wracają do swoich spraw. Najczęściej do przepisywania przykładów z tablicy na matematyce.
                                                         
Potem to przechodzi na jego ciało.

Nieustanne motylki w brzuchu i chęć bliskości, taka najzwyczajniejsza, podstawowa, instynktowna. Frank wchodzi w tę fazę chyba w tym samym momencie, co jego chłopak (chłopak!), bo nagle z jego inicjatywy do ich relacji wchodzi mnóstwo trzymania się za ręce, leżenia razem w łóżku, przytulania w nieskończoność, wreszcie do cmoknięć w usta, potem dłuższych cmoknięć w usta, całowania się, bardzo długiego całowania się. Teraz nie tylko Frank musi ukrywać się z przebieraniem się na WF-ie, ale i Gerard, u którego poniżej obojczyków widnieje konstelacja większych i mniejszych malinek.

Swoją drogą, Gerard zaczął uwielbiać malinki! Jest coś, co daje mu ogromny wewnętrzny spokój i poczucie przynależności, wręcz poczucie bycia czyjąś  w ł a s n o ś c i ą. Szybko też zaczęła mu się podobać koncepcja związku, lubi spędzać czas z Frankiem, lubi relację, jaką nawiązali.

Z wierzchu jest szczęśliwy i niby wszystko jest tak, jak powinno być, lecz absurdalnie poplątanie jego myśli zaczęło rosnąć. Jego nastrój jest teraz bardzo skrajny, jego choroba przeobraziła się i wywróciła tył na przód, bebechami na zewnątrz, skórą do środka. W jednej chwili wszystko jest jasne i piękne, i aż razi go w oczy, i powala na kolana. Świat wydaje mu się cudownym miejscem, perspektywy są nagle nieskończone, a ludzie dobrzy. Równolegle do tej fazy występują dwie inne – zobojętnienie, najbardziej przypominające jego stan jeszcze parę tygodni temu, oraz dogłębna nostalgia, przeplatana atakami paniki. Wraca do krzywdzenia się i ma nadzieję, że Frank tego nie widzi.

Wydaje mu się, że potrzebna mu jest profesjonalna pomoc, ale chce udowodnić sobie, że jest silny, że potrafi się temu przeciwstawić. Jeszcze się trzyma – dla Franka, dla Mikey'ego, dla mamy.

Nie rozmawiają o tym za dużo.

Czasem, w nieskończone zimowe wieczory, kiedy jest zimno, ciemno i nieprzyjaźnie, Frank zostaje u niego na noc.

Ø

[Frank]
Czas przyspieszył.

Iero jest tego pewien – zadziałały jakieś niezrozumiałe siły magiczne i czas zaczął płynąć szybciej; poszczególne wydarzenia zaczęły zlewać się w mętną całość. Myślał, że wszystko będzie zupełnie inaczej. Że świat zwolni do maślanej konsystencji i będzie smakował watą cukrową. Miłość go nie ratuje. Co ważniejsze, nie ratuje też Gerarda.

Po pierwszym tygodniu znów zaczyna dostrzegać u niego ślady na przegubach. Pierwszy raz zauważa je na lekcji matematyki, o tak, to jest poniedziałkowa matematyka, taka, od jakiej wszystko się zaczęło. Nie wie, czy się odezwać, ani co miałby wtedy powiedzieć. Czuje się słabo i żałośnie, a poczucie bezsilności kumuluje w nim nowy rodzaj furii.

Musi zdać. Jest w beznadziejnej sytuacji, zdaje sobie z tego sprawę. Egzaminy zbliżają się wielkimi krokami, styczeń mija w oka mgnieniu, luty też leci na łeb, na szyję.

Way nigdy nie był wybitnym matematykiem i chyba cały świat to wiedział, ale zawsze stara się wytłumaczyć Frankowi wszystko, co jest w stanie. Oczywiście to syzyfowa praca, bo Iero musi uczyć się wszystkiego od podstaw. I łapie go z tego powodu taka wściekłość, taki ból, uciskanie w klatce piersiowej, łapie go nagle wszystko co najgorsze, bo wie, że spierdolił. Był dzieciakiem, nie myślał, nie przemyślał niczego, nie pomyślał przyszłościowo, przez ponad dwa lata edukacji zanurzał się tylko coraz bardziej w głupkowatych żartach i bursztynowym piwie. Nie jest w stanie nadrobić wszystkiego, a wierzy w niego tylko jedna osoba i jest nią jego chłopak.

Czasem wciąż wydaje mu się, że nic się nie zmieniło.

Może dlatego, że nie poczuł wybuchu rozdzierającego mu pierś, gwiazdy nie sfrunęły z nieba, ludzie nadal umierają, a on nadal cierpi, nadal bawi się językiem kolczykiem w ustach, nadal emocjonują się koncertami w ich okolicy, na które nigdy nie udaje im się zebrać pieniędzy. Mama Gerarda nadal pracuje całymi dniami i ledwie wie, co dzieje się w życiu jej synów, a ojciec Franka nadal pije. Czasem wciąż zdarza mu się oberwać, chociaż stara się przebywać w domu jak najmniej.

Jedynie ich szkolna monotonia rozdarta jest prędkimi spojrzeniami na lekcjach i pośpiesznymi całusami w kiblach na przerwach, ich dni rozdarte są miłością, po szkole chodzą do Waya i przytulają się na łóżku, słuchając całej gamy muzyki, dziwnej alternatywnej elektroniki, punku i britpopu.

Chester może się domyślać, co się kroi, pewnie rozmawia o tym z kolegami. Czasem Frank spędza z nimi trochę czasu na którejś z gwarnych przerw albo zamienia słowo, gdy po lekcjach stoją w wilczym okręgu na osiedlowym chodniku, a Way i Iero akurat tamtędy przechodzą. Jeszcze nieraz zapraszają go na piwo, chociaż obie strony wiedzą już chyba, że wymówki, jakie wymyśla, są z palca wyssane.

– Moglibyśmy uciec razem, wiesz? Zebrać manatki i zostawić Jersey, uciec daleko, zostawić tu wszystko oprócz siebie nawzajem – mówi czasem Frank, w chwilach, gdy przepełniają go ogrom tego wszystkiego i miłość. Unosi głowę znad klatki piersiowej ukochanego tak, by popatrzeć mu w oczy i wtedy wszystko gaśnie. Zna to mętne spojrzenie. Zna też odpowiedź.

– Wiesz dobrze, że to nie takie proste. Sam dobrze wiesz, Frank.

Wie. Czasem się trochę zapędza, ale wie.

Ø

[Gerard]
W sumie ich pierwszą prawdziwą randką jest ucieczka.

Nie taka, o jakiej zawsze marzy Frank, nie jadą autostopem przez Stany, by potem nielegalnie wylecieć do Londynu i zamieszkać w ciasnym bliźniaku z watahą psów. Za to w zimny wiosenny poranek wsiadają w busa i wyruszają w samo serce Nowego Jorku.

To właściwie najładniejsza rzecz, jaka przydarzyła się w życiu Gerarda. Tego dnia czuje napełniające go szczęście i tę dziwną otwartość w klatce piersiowej, jakby świat był jego, ich. Mało spał w nocy, dużo myślał i wdychał zapach Franka, na którego klatce piersiowej trzymał głowę, którego czujnym ramieniem był objęty. Rano czeka tylko na trzaśnięcie drzwi, które oznacza wyjście Donny z domu. Jest piątkowy poranek, Mikey jeszcze nie wstał. Oczywiście, młodszy chłopak wie, że jadą – poprosił nawet w żartach o przywiezienie jakiejś pamiątki, ale Gerard potraktował to bardzo poważnie. Mikey wie wszystko. Mikey wie, że są razem, Mikey wie, że Gerard ma problemy, Mikey wie, że tata Franka pije, Mikey wie, ale Mikey jest tylko dzieckiem. I jego brat w życiu nie chciałby go narażać na większy stres, jakim jest bycie chuderlawym okularnikiem z astmą i matką pracującą całymi dniami.

Wake up, you sleepy head – nuci Bowie'ego najdrżącym z głosów. Iero ma bardzo słaby sen i w nocy budzi się mnóstwo razy, rozgląda nieprzytomnie, a gdy upewni się, że nic się nie dzieje, znów opada na poduszki. Chyba nawet sam tego potem nie pamięta.

Frank jest twardy i Gerard czuje, że to on jest pod opieką chłopaka, a nie na odwrót. Jednak i brunet czasem też się łamie. Męczą go koszmary i często wzdryga się, podskakuje, gdy dotknie się go zbyt gwałtownie. Way nie pyta. Domyśla się, że wychowywanie się z ojcem, który traktował syna tylko jako kolejną możliwość wyżycia się za własne niepowodzenia, musi zbierać swoje żniwo.

Frank więc budzi się tak jak zawsze – nagle, szeroko otwierając oczy i podrywając się lekko do siadu. I jak zwykle jego spłoszone spojrzenie uspakaja się, gdy widzi przed sobą sylwetkę Gerarda. Opada na poduszki, uspokojony.

– Czuję się, jakbym przespał dziesięć lat.

– A ja jakbym nie spał w ogóle. Dopełniamy się.

Frank chichocze i Way cieszy się, że doprowadził go do tego stanu już w pierwszych sekundach po obudzeniu.

– Bardzo chcę jechać, ale bardzo nie chcę wstawać z łóżka – mruczy Iero, nakrywając się kołdrą w całości i kuląc się w ciasny kłębek gdzieś w jej odmętach. Gerard przewraca oczami.

– Czy to nie ty pierdoliłeś od paru tygodni, że chcesz wreszcie tam być?

Odpowiedzią jest niezrozumiałe mruknięcie.



Ø


[Frank]
Wszystkie ich problemy zostają przyćmione przez burczenie silnika nadjeżdżającego busa. W tym momencie Frank zdaje sobie sprawę, że to naprawdę się dzieje i ściska z ekscytacją dłoń swojego chłopaka, stojącego obok niego z rozwianymi czarnymi włosami.

Swoją drogą, Gerard  z n o w u  to robi. Patrzy za nadjeżdżającym pojazdem z lekkim skupieniem i nie zdaje sobie sprawy z tego, jak pięknie wygląda. To jest chyba w tym najlepsze – on sam nie wie, jakim dziełem sztuki jest, niczego nie udaje, jest sobą i jest najpiękniejszym sobą na świecie. Gdyby Iero potrafił rysować, rysowałby go przez całą wieczność. Uwielbia obserwować, jak światło załamuje się na krzywiźnie nosa chłopaka, jak jego krucze włosy unoszą się wraz z podmuchami wiatru, uwielbia cerę tak bladą, że niemal przezroczystą. Uwielbia go teraz, w dżinsowej kurtce i rozciągniętej koszulce Bowie'ego, uwielbia go tak, że zaciska palce na jego dłoni zbyt mocno.

– Au! Za co to? – Czarnowłosy bezradnie spogląda na towarzysza.

– Przepraszam! Po prostu bardzo cię kocham.

Gerard wydaje się węszyć podstęp, rzuca Frankowi badawcze spojrzenie spod uniesionych brwi. W odpowiedzi dostaje tylko najradośniejszy z uśmiechów, więc odwzajemnia go niepewnie.

– Ja ciebie też.

Bus zatrzymuje się przed nimi z sykiem hamulców. Frank sięga do kieszeni po portfel i gdy drzwi z sapaniem otwierają się, przeskakuje po dwa schodki i dopada kierowcy. Niemal kładzie znudzonemu mężczyźnie po czterdziestce z podekscytowania – zresztą tamten i tak pewnie skwitowałby to mruknięciem od niechcenia. Kierowcy już tacy bywają.

– Dwa szkolne do Nowego Jorku poproszę!

– Legitymacje. – To nawet nie jest pytanie, a zblazowany rozkaz. Nic jednak teraz nie popsuje humoru Iero. Z uśmieszkiem na ustach pokazuje dokumenty swoje i Gerarda. Skinienie informuje go, że znudzony życiem facet zanotował fakt posiadania ich. Wybija coś na kasie obok kierownicy.

– Wyjdzie siedem dolarów.

Po wydaniu reszty i przechwyceniu paragonu, chłopcy przeciskają się między siedzeniami. Frank łapie towarzysza za rękę, ciągnąc go za sobą. Obaj uderzają siedzących po bokach ludzi plecakami i obaj nie są zbyt przejęci tym faktem. Usadawiają się na końcu. Gerard oznajmia, że chce siedzieć od okna. Frank uwielbia siedzieć od okna! Ale nie może mu odmówić.

Znudzony kierowca puszcza tani pop w radiu.

_______________________
Tak, możecie mnie zabić! Ale najpierw dajcie się wytłumaczyć.
Bloga znalazł ktoś, kto nie powinien go znaleźć, dlatego przez długi czas był niedostępny. Pożarła mnie choroba, pożarła mi wolny czas i chęci do pisania. W dodatku mierzyłem się z egzaminami gimnazjalnymi.
Wracam z tym krótkim ścierwem. Rozdział miał być o wiele dłuższy, ale nie chciałem Was dłużej trzymać bez oznak życia z mojej strony. Odezwijcie się, jeśli ktoś tu jeszcze jest!

Rozdział dla Morfi, bo obiecałem i jest dla mnie bardzo ważna.

17 komentarzy:

  1. Mam zawał i to aż boli. Kłaniam Ci się. A teraz idę umrzeć w krainie tęczy i cukierków

    OdpowiedzUsuń
  2. Zach, dajesz mi życie. Kocham to opowiadanie i nawet nie masz pojęcia jak bardzo jestem zadowolona z tego rozdziału! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Taak. Ogromnie się cieszę z kolejnego rozdziału,na nie wiarto czekać miesiącami, jesteś genialny, nie wiem co mam jeszcze napisać, do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Umieram. Chce wiecej. Mam geegasm. Jesteś moim Bogiem,kurwa,bede sie do Ciebie modlic co wieczór o zesłanie frerarda. SkajduskbJDJSSBDS OASWO *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Umieram. Chce wiecej. Mam geegasm. Jesteś moim Bogiem,kurwa,bede sie do Ciebie modlic co wieczór o zesłanie frerarda. SkajduskbJDJSSBDS OASWO *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Alleluja! Nareszcie. Już się bałam, kiedy zobaczyłam, że blog zniknął.
    Anyway, uwielbiam cię za to, co tworzysz, naprawdę. Nigdy nie mogę się nacieszyć twoim stylem, jest cudowny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zachuś wrócił! Ani na moment nie zwątpiłam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nawet nie wiesz, jak zrobiłeś mi dzień tym rozdziałem! Może wreszcie coś się poprawi, wyjdę do rodziny...?
    To jest jak przedsionek nieba, wiesz? Czekam na więcej, bo aż mi się przypomniało pochłanianie Twojego opowiadania szybko z zapartym tchem, to jak narkotyk <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nareszcie dotarłam
    Postanowiłam przeczytać jeszcze raz i znów czekam na więcej <3
    Twój Frerard pozytywnie mnie naładowuje przed każdą maturą!
    Kiedy cis nowego? :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Może trochę krótkie, ale absolutnie cudowne. Jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest coś takiego w sposobie narracji, którą prowadzisz, że całkowicie mnie ona oszałamia c: Dobrze, że znów jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  12. To opowiadanie jest cudem nad cudami ♥
    Nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej, bo jest ono za dobre... Przez to spada mi samoocena ;p
    Powiem tylko tyle: postawię Ci kiedyś za to pomnik ♥
    Weny!
    Kocham! ♥
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Słuchaj, nie wiem czy w ogóle czyta ze wszystkie komentarze, ten wygląda tak jak wszystkie inne ale chcę żebyś wiedział ze na prawdę kocham Cię za to co robisz. Znalazłam tego Frerarda 4dni temu, przeczytałam wszystkie i jestem absolutnie Z A C H W Y C O N A! Bardzo nie lubię ffiction, szczególnie o Frerardzie. Zawsze uznawał to za kicz i jedno wielkie G%*NO. Ale przypadkiem trafiłam na twój. ZAKOCHAŁAM SIĘ! Mogę znaleźć siebie zarówno we Franku jak i Gerardzie. Piszesz tak realistycznie ze czasem mam wrażenie ze to ja jestem jednym z nich. Mam nadzieje, ze prędko napiszesz kolejny rozdział bo nie wiem jak długo wytrzymam bez ciągu dalszego. Naprawdę, chce ci P O D Z I Ę K O W A Ć z całego serducha!!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Jednego dnia przeczytałam wszystkie rozdziały, od samego początku aż do teraz i muszę stwierdzić że piszesz cudownie ;_; na niektórych scenach wzruszalam lub usmiechalam się, co jest u mnie dziwne. Pisz dalej, trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń