obiecałam, więc daję. Speszjal dedykacja
dla rałarek
is osom (@buryme_) z
twittera. gdyby nie ty, ten rozdział nie pojawiłby się w ciągu najbliższego
tygodnia. nigdy wcześniej nie spotkałam osoby, która aż tak bardzo wychwalałby
moje beznadziejne bazgroły, czuję się mile połechtana. kocham cię. ;__;’
mam niepokojące przeczucie, że spieprzę
niedługo całą historię i stracę wszystkich czytelników. :))))))) aczkolwiek
komentarze nadal są jak najbardziej mile widziane, nawet te negatywne, y’know.
.-.
PE-ES: MAM NADZIEJĘ, ŻE DOCENIACIE JAKŻE AMBITNE TYTUŁY ROZDZIAŁÓW. XDDDD
_______________________________________
_______________________________________
Bolało.
Nie, „bolało” to za mało powiedziane. Napieprzało jak cholera, momentami miałem
ochotę zacząć krzyczeć. Nie mogłem zobaczyć, jak wygląda rana – któryś z
Killjoysów owinął ją bandażopodobną szmatką, gdy byłem nieprzytomny. Nawiedzało
mnie niepokojące przeczucie, że gdy ją odwinę, moja noga po prostu odpadnie.
Zabawne,
bo bolało bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Może ci mężczyźni uznali, że
jestem szpiegiem czy coś i namoczyli tę szmatkę jakąś trucizną, która zacznie
powoli rozprzestrzeniać się po moim organizmie i umrę? To by było bardzo w moim
stylu.
Jazda
tym samochodem – Poison przedstawił go jako Jenny – po gładkiej powierzchni
Guano była właściwie całkiem przyjemna. Oprócz bólu. Tak, ból wszystko psuł.
Poison
prawie całą dotychczasową drogę przesiedział tyłem do kierunku jazdy. Nie,
serio, nie przesadzam – niemal cały czas opierał policzek o swój fotel i gapił
się na mnie. Czasami odwracał się, rozmawiał trochę ze Starem, by po dłuższej
chwili wrócić do poprzedniej pozycji. Gdy nasze spojrzenia się krzyżowały,
automatycznie na jego usta wpełzał szeroki, rekini uśmiech. Na początku
zastanawiałem się, czy nie powinno mnie to niepokoić czy zastanawiać, ale potem
ból przyćmił rzeczywistość i zaczęło mi zupełnie zwisać, kto na mnie patrzy.
Zawczasu
zdążyłem wyciągnąć się w miarę wygodnej pozycji na tylnych siedzeniach –
leżałem, ale że nie mieściłem się cały na kanapie, po prostu wystawiłem nogi
przez okno, wystawały więc poza samochód do połowy łydek. Poison śmiał się i mówił,
że to zmniejszy krwawienie rany, o ile krwawi. Nie wiedział, nie chciał odwijać
prowizorycznego bandaża.
Myślałem
o mamie. Zostawiłem ją płaczącą, błagającą na kolanach, bym został. Pamiętam
jej głos. „Nie mogę stracić jeszcze ciebie!” Moje serce pękło na pół, gdy
wypowiedziała te słowa. Miała rację, byłem ostatnią osobą, która jej została. Tata
zginął, nie mieliśmy pojęcia, co stało się z dziadkami, ale pewnie spotkało ich
to samo. Bolało, gdy o tym myślałem. Bolało bardziej, niż pogryziona noga, bolało
bardziej, niż poparzone od piasku stopy. Ten ból nie słabł od ponad dwóch dni,
bez przerwy wwiercał się w moje serce, wywołując kolosalne wyrzuty sumienia.
Ale
cóż mogłem teraz dla niej zrobić? Jedynie spróbować zwalczyć BL/ind, żeby
wreszcie mogła być bezpieczna. Nie mam pojęcia, od kiedy funkcjonuje
organizacja Killjoys, ale do tej pory chyba nie dokonali niczego, co mogłoby
zmienić warunki życia w Battery City. Nie mówię, że nie próbowali, bo z
pewnością tak. Ale im się nie udało. I nie wiadomo, czy i kiedy może się udać.
–
Frank?
Głos
Poisona był cichy i łagodny. Otworzyłem do tej pory zaciśnięte powieki. Nawet
nie zorientowałem się, kiedy zmorzył mnie kruchy, pozbawiony marzeń sen.
Nieprzytomnie rozejrzałem się dookoła – nic się nie zmieniło. Nadal panowała
noc, Poison niezmiennie siedział twarzą do mnie, Star wciąż prowadził. Coś
jednak... było nie tak. Nie słyszałem tych dziecinnych przekomarzanek, panowała
idealna cisza, nie licząc dźwięku opon sunących po nagrzanym asfalcie.
Zerknąłem
na czerwonowłosego – jego spojrzenie też się zmieniło. Było czujne,
zaniepokojone i... troskliwe? Co to niby miało znaczyć? Powinienem się cieszyć,
że się o mnie martwi? Powinienem się martwić tym dziwnym błyskiem w jego
oczach?
–
Mhmm? – jęknąłem w końcu, na powrót zamykając oczy. Każdy najmniejszy ruch był
dla mnie prawdziwą mordęgą.
–
Star mówi, że nie wie, czy z tego wyjdziesz.
Na
początku nie do końca zrozumiałem, co miał na myśli. Że niby z czego nie wyjdę?
Z samochodu? Noga mi utknie między siedzeniami czy coś, i nie będą mogli mnie
wyciągnąć?
–
Spoko, chłopaki, jakoś sobie po...
A
potem mój zamroczony cierpieniem umysł zrozumiał sens jego wypowiedzi.
–
Och.
Nastała
grobowa, nieprzenikniona cisza. Z zamkniętymi oczami przetwarzałem informacje.
Że co? Że niby umrę? Znalazłem osoby, przez które opuściłem miasto, nastawiłem
się na walkę i takie tam, a teraz moje życie ma się zakończyć? Ta świadomość,
że teraz leżę sobie wyciągnięty na fotelach w samochodzie, oddycham, czuję,
żyję, a za chwilę mogę po prostu przestać istnieć, była więcej niż
przerażająca.
–
W końcu go do nas zniechęcisz, idioto, wyda nas draculoidom i tyle z tego
będzie – westchnął poirytowanym głosem Star. Nie rozumiałem.
Otworzyłem
oczy i przeniosłem nieprzytomne spojrzenie na Poisona. Chociaż krawędzie pola
widzenia zacierały się, a obraz był niepokojąco niewyraźny, widziałem dokładnie
napięcie malujące się na jego twarzy. Wciągnąłem głębiej powietrze – w samochodzie,
poza wonią dymu i kawy unosił się zapach krwi. Mojej krwi. Więc to tak wygląda umieranie?
Czerwonowłosy
jeszcze przez chwilę pozostał poważny, a potem jego twarz rozjaśnił radosny
uśmiech. Zaczął chichotać w ten swój specyficzny, infantylny sposób.
Zmarszczyłem
brwi i przyglądałem mu się w skupieniu. Zdążyłem zauważyć, że ci faceci mają
swoiste poczucie humoru, ale żeby śmiać się z dużego prawdopodobieństwa czyjejś
śmierci?
Mijały
sekundy i, mimo istnie dramatycznej sytuacji, nie mogłem powstrzymać się przed
uniesieniem kącików ust w górę. Chichoczący dziko Poison był jedną z
najsłodszych rzeczy, jakie dane mi było do tej pory zobaczyć.
Za
jego plecami Star wyglądał, jakby z trudem tłumił śmiech.
–
Chyba tego nie kupiłeś?! – zachichotał czerwonowłosy, na jego twarzy malowała
się czysta, dziecięca radość. – No co ty, mały, zajmiemy się tobą, nic ci nie
będzie!
Zamrugałem.
A potem jeszcze raz i znowu, mrugałem przez bardzo długi czas, dopóki nie
opuściło mnie całe napięcie. Poczułem się zażenowany własną naiwnością i ich
zrytym poczuciem humoru. I jednocześnie szczęśliwy, bo – jeśli im wierzyć –
jednak jestem w miarę bezpieczny.
–
Je...steście nienormalni – wyjęczałem, poprawiając się na siedzeniach.
Zamknąłem
oczy. Tylko na chwilkę, żeby dać im odpocząć. Sen zmorzył mnie szybciej, niż
przewidywałem.
–
Fraaank!
Obudził
mnie ten sam głos.
Ktoś
trzymał mnie za ramiona i potrząsał lekko moim ciałem, chichocząc i raz po raz
wypowiadając moje imię. Wymruczałem coś bez ładu i składu, nim dotarło do mnie,
że to nikt inny, a Party Poison. Otworzyłem oczy. Mężczyzna zaglądał przez okno
pasażera – nie tyle, co zaglądał, ale przechylił się przez puste miejsce po
szybie i nachylał się nade mną z zaciekawieniem godnym dwulatka. Kosmyki jego
włosów łaskotały mnie w policzki.
–
Sso?
–
Już jesteśmy, wstawaj!
Jego
słowa dotarły do mnie z kilkusekundowym opóźnieniem. Natychmiast podniosłem się
do siadu, prawie zderzając się z czerwonowłosą głową. Mimowolnie parsknąłem
śmiechem, widząc chaotyczny unik Poisona. Mężczyzna prawie wyrżnął potylicą o
podsufitkę pojazdu.
–
Aleś ty zwinny – mruknąłem, uśmiechając się półgębkiem. – Ale przydaj się na
coś i pomóż mi wyjść.
Rozpoczęła
się dramatyczna walka o wydostanie mojego wychudłego ciała z samochodu. To
wcale nie było proste, z tą moją pogryzioną nogą. Zorientowałem się, że
zupełnie straciłem w niej czucie, była wręcz sparaliżowana. Miałem nadzieję, że
przejdzie mi to w najbliższym czasie, bo jednonogi im się nie przydam. Chyba,
że doczepię sobie do kikuta takie drewniane coś, jakie mieli niektórzy piraci w
starych kreskówkach.
–
Współpracuj – usłyszałem jego sapnięcie przy uchu, gdy nieporadnie włożył mi
ręce pod tyłek. Od tak; bez zbędnych ceregieli czy słowa wyjaśnienia. Zostałem
przyciągnięty do jego odzianej w niebieską kurtkę piersi, niepewnie zarzuciłem
mu ręce na szyję. Spoufalam się właśnie na środku pustyni z jakimś obcym
facetem, fajno.
–
Aua, uważaj na moją n o g ę! – syknąłem
z naciskiem na ostatnie słowo, wbijając mu paznokcie w ramię. Pewnie i tak nie
poczuł nic przez warstwę tkaniny, ale przynajmniej zapewniło mi to lepszą
przyczepność.
Od
bardzo, bardzo dawna nie dopuściłem nikogo tak blisko siebie. Tym bardziej
nie f a c e t a – no weźcie, może jestem
trochę zniewieściały, ale nigdy nawet przez głowę mi nie przeszedł homo- czy
biseksualizm. Właściwie to przecież byłem jeszcze małym szczylem i raczej to
nie jest czas ani miejsce na prowadzenie wewnętrznej dyskusji na temat swojej
orientacji seksualnej.
Poison
pachniał papierosami, kawą, plastikiem (tak, plastikiem) i tym dziwnym
jedzeniem, które rozdawali za darmo w Battery City. Power-pup, chyba tak to się
nazywało. Smakowało, pachniało i chyba nawet było zwyczajną karmą dla psów, ale
ludzie to jedli. Smutna rzeczywistość.
–
Nie wyciągnę cię – zachichotał mi wprost do ucha Poison. Mimowolnie również się
zaśmiałem; taak, ta sytuacja mimo wszystko była komiczna. – Za cholerę, Frank.
W
końcu zatrudniliśmy do pomocy Stara. Nie tyle, co do pomocy – on po prostu
wziął mnie na ręce i wyciągnął z auta, bez najmniejszych choćby trudności. Mężczyzna
postawił mnie na gorącym piachu, mierząc czerwonowłosego pełnym dezaprobaty
spojrzeniem. Przytrzymałem się samochodu, żeby nie upaść.
Poison
stanął z boku i, z zaróżowionymi policzkami, przeczesując włosy jak ci faceci z
seriali, zachichotał nerwowo. Zaraz potem wygładził materiał kurtki (który i
tak był całkiem gładki, kurtka wyglądała jak szyta na miarę, idealnie na nim
leżała), przybrał oficjalną minę i odchrząknął znacząco. Star zrobił coś
podobnego, ale już nie tak teatralnie i efektownie.
–
Panie i panowie – zaczął, chociaż niezbyt dostrzegałem tu jakiekolwiek panie –
nasza baza. Frank, prawdopodobnie twój nowy dom.
Wskazał
ręką budynek wznoszący się przed nami, na który dopiero teraz zwróciłem uwagę.
Wytrzeszczyłem oczy.
Nazywam
się Frank Iero i – łał, to miejsce to kompletna rudera.
_____________________________________________
jak widzicie, Pojsonek ewoluował w Pojsonka
Macacza.
*nerwowy chichot* wiecie, która godzina?
04:06 w tej chwili. a ja tu siedzę i piszę, no właściwie już skończyłam, więc
doceńcie to .-. poprawka: DZIĘKUJCIE NA KOLANACH. >:C spieprzyłam, jak
zwykle. jakiekolwiek błędy będę poprawiać dzisiaj rano (koło 12, 13), jak już
wstanę, bo na razie padam. dziękuję mojemu osobistemu Macaczowi aka piezgowi
aka Elizie za to, że siedzi ze mną do teraz, pomaga mi wymyślać scenariusz tego
gówna i rzuca jakimiś dziwnymi zboczonymi aluzjami.
o właśnie, co myślicie o Joyridingu? tak
sobie myślę, że to jedna z najbardziej Frerardowych piosenek, jakie dane mi
było usłyszeć. |D ustawiłam na blogowy soundtrack, chyba wam to nie
przeszkadza? .-. bo wiem, że wiele osób nie darzy tego utworu zbytnią sympatią.
xD
co do opowiadania – przepraszam, że tak nic
się nie dzieje. to się powinno niedługo zmienić, ale na razie i wy i ja musicie
się przemęczyć.
a właśnie, co do was – baaaaaaardzo dziękuję
wszystkim za komentarze (całe 3 |D). każdy z osobna i wszystkie razem cholernie
mnie zmotywowały i dodały trochę wiary w siebie, chociaż nadal uważam, że to
opowiadanie to gówno. .-. w każdym razie dziękuję jeszcze raz i naprawdę
zachęcam do komentowania, nie ma nic lepszego niż liczba komentarzy
podskakująca o oczko w górę. <3
acha – wiem, że krótkie. przepraszam. ostatnio
pisanie ciężko mi przychodzi.
Hahaha, "Pojsonek Macacz" - jebłam, haha <3
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię Joyriding, chociaż mogliby postarać się i poprawić jakość nagrania, bo trochę buczy i chrypie. Niezbyt lubię ścieżki dźwiękowe na blogach, bo to czasem rozprasza w czytaniu i w ogóle, ale tutaj jakoś tak za bardzo się nie rozproszyłam :D
Rozdział oczywiście świetny! :3 Muszę przyznać, że poczucie humoru Killjoysów jest bardzo wyrafinowane xD Nowy domek Franka to... Rudera o.O Spoko :O Jeszcze brakuje tutaj, żeby weszli do "kuchni" (o ile takową mają w swojej "willi") i zastali tam Mikey' a kucharza :P
Czekam na kolejne rozdziały i życzę weny! <3
xoxo
Fun Goul
KOCHAM CIĘ I TWOJE OPOWIADANIA <3 Pisz szybciej, błagam, bo ja umieram powoli i boleśnie czekając na kolejne epicko- zajebiste rozdziały. Kocham<3
OdpowiedzUsuńChyba powinnam zacząć brak psychotropy. Albo ćpać. Zacznę może od gałki muszkatołowej (wiedziałaś, że tym też można?). Powiem Ci, że pierwszy raz w życiu czytając opowiadanie się uśmiechnęłam. I to mnie przeraża, bo ja raczej jestem bezuczuciową suką, która płacze jedynie na filmach o superbohaterach. Ostatni raz zdarzyło mi się to podczas oglądania Avengers, a tutaj... No proszę, bezuczuciowa suka się uśmiecha. Nie wiem jeszcze, czy to ja mam zjebane poczucie humoru, czy to wszystko Twoja zasługa (póki co skłaniam się ku obu wersjom), ale mam nadzieję się tego dowiedzieć. Wiesz co lubię najbardziej w opowiadaniach? Niekonwencjonalne podejście, dobry styl i coś charakterystycznego (czynnik X, jak to nazywam). U Ciebie zawsze jest to ostatnie zdanie. Uwielbiam je. Jak całość po prostu bardzo lubię (bardzo lubię też Koszmar z ulicy Wiązów, frytki i Pepsi) tak ostatnie zdanie w każdym rozdziale zwyczajnie uwielbiam. A to już węższa grupa. Wybacz, że połowę komentarza poświęciłam na pisanie o sobie, ale tak już ma każda osoba, u której poczucie własnej wartości waha się jak wahadło zegarowe (a masło jest maślane...). Powinnam Ci też podziękować, bo dzięki Tobie wpadł mi pomysł na opowiadanie, które chcę napisać kiedy tylko skończę JAFLS. Jestem też pełna cholernej zazdrości, kiedy czytam Twojego bloga. Tyle chciałabym się od Ciebie nauczyć... I tym razem mówię to szczerze. Darzę Ciebie i Twoje dzieła jakąś dziwną sympatią i w myślach zawsze nazywam Cię Panią Kurczak. Przepraszam, to jest wbrew mnie. Muszę, po prostu muszę, przeczytać więcej. Bo chcę się czegoś nauczyć i chcę się dowiedzieć. I dochodzi jeszcze fakt, że jako pieprzona yaoistka chcę wiedzieć kto tu kogo przeleci, ale pomińmy to. Jesteś zjawiskowa. I skończę tutaj, bo wpadłam w jakąś dziwną gonitwę myśli. Lubię Joyriding. I lubię myśleć, że kogoś to interesuje. Bardzo lubię to opowiadanie (jest w mojej czołówce) i uwielbiam ostatnie zdania. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się
Sabato
O BORZE IGLASTY.
UsuńJ-JA...
D:
*nie wie od czego zacząć*
co do Avengersów to oglądałam wczoraj, tak nawiasem mówiąc, muszę się pochwalić. ale nieważne. wydaje mi się, że skoro śmiejesz się z tego, co piszę, a ja uważam, że to co piszę, jest choć trochę zabawne, to obie mamy zjebane poczucia humoru. .-.
nawet nie wiesz, jak bardzo zaszczycona się czuję. zaszczycona, to chyba bardzo dobre określenie. dziewczyno, kto tu powinien się od kogo uczyć?! aż musiałam postawić ten wykrzyknik na końcu, bo zdanie "Tyle chciałabym się od Ciebie nauczyć" z Twojego komentarza doprowadziło mnie niemal do łez. powtórzę się - kto tu powinien się od kogo uczyć?! (znowu z wykrzyknikiem.)
sama darzę Twoją twórczość ogromnymi sentymentem i podziwem, które dodatkowo napędzane są faktem, że - jak mówiłaś - jesteś młoda. zastanawiam, ile możesz mieć lat, bo na pewno nie mniej niż 15, żeby tak pisać. D: w-więc słysząc z Twoich ust, że chcesz się uczyć o d e m n i e, czuję się... nawet nie wyróżniona czy coś. na pewno dogłębnie zdziwiona, bo mój styl pisania jest najpospolitszy na świecie. ;-;
co do tego pomysłu (który dzięki mnie wpadł ci do głowy, no) - omójboże, naprawdę? t-to... nie potrafię tego ubrać w słowa, moja dusza tańczy właśnie kankana z moimi narządami wewnętrznymi.
...PANI KURCZAK? NAPRAWDĘ? XD to również jest bardzo miłe, z-zawsze chciałam, żeby ktoś wymyślił dla mnie niezależny od mojego zdania pseudonim, czy jak to nazwać.
biegam po domu dziwnie wymachując rękami, jestem naprawdę całkowicie, dogłębnie szczęśliwa. i za to pragnę szczerze, z całego serca podziękować, bo ostatnio bardzo rzadko jestem szczęśliwa.
Pozdrawiam, kocham i wyczekuję nowego rozdziału JAFLS,
- Pani Kurczak. <3
(przepraszam za chaotyczność tego komentarza, jest we mnie w tej chwili zbyt dużo pozytywnej energii, żeby zebrać to wszystko do kupy i napisać coś zwięzłego i treściwego.)
Pudło. Mam mniej niż piętnaście. I naprawdę, nie masz za co dziękować, bo zasłużyłaś. Nie ma w Twoim stylu tej nadmiernej pompatyczności, którą tak często się teraz spotyka w opowiadaniach ("azaliż odrzekł iż po jego osobie szkarłatna krew skapywała" - czytając coś takiego czuję się jakbym dostała pamiętnik mistrza Yody).A u Ciebie to wszystko jest takie niewinne i czyste i piękne. I czasem brzmi to jak coś od Stephena Kinga, ale zaraz potem znowu jest takie Twoje. Nie odbierz tego źle, uwielbiam Kinga. I Twoje opowiadanie. Doskonale rozumiem jak to jest biegać po domu i wymachiwać rękoma jak helikopter, bo mam tak za każdym razem, gdy czytam komentarze. Fantastyczne uczucie!
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam, kocham i czekam! ^^
Ps. Więcej wiary w siebie, dziewczyno. Narób hałasu, niech świat Ci się pokłoni ;)
Właśnie jem serniczek i nucę 'Boy Division', gdyż niezwykle mi pasuje do każdej opowieści o Killjoysach, których szczerze nie trawię :3 Tak, nie lubię wątków o uciekinierach z Battery City. Znaczy się może nie, że tak od razu nie lubię, lecz owa historia musi być mega wyjątkowa, świetnie napisana i wciągająca już od pierwszego akapitu. Do tej pory czytałam może... takie cztery opowiadania, z czego tylko dwa zdobyły całkowicie moje serce i dogłębnie poruszyły.
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga, gdyż Sabato była tak miła zareklamować go na swoim, który także odkryłam dzięki jeszcze innej użytkowniczce, zalogowanej na bloggerze. Jaki ten świat jest mały. Nie powiem, że historia, którą tworzysz jest fantastycznie napisana bo nie jest. Jeżeli mam się do czego przyczepić na blogach, to zawsze stosuję zasadę: opierdol i pogłaszcz xDDDDDDD Wiec najpierw opierdolę, a potem pogłaszczę, z czego głaskać będę raczej dłużej niż opierdalać, if you know what i mean <3
Co mi się nie podoba... Cóż... Na pewno charaktery bohaterów ._. / .-. . Myślę, że to raczej nie Twoja wina, lecz moja i moich wygórowanych idei. Od zawsze wyobrażałam sobie Killjoysów jako radosnych, ale zawsze zdystansowanych do ludzi wojowników o lepsze życie mieszkańców Battery City. Poważni, ale również zdrowo stuknięci. Na ogół sympatyczni i zabawni, lecz umiejący równocześnie zachować się... odpowiednio do sytuacji. Jeżeli znalazłabym umierającego człowieka na pustyni przy ulicy, na pewno nie śmiałabym się z tego, że jakimś cudem przeżył atak skrajnych, wyniszczających warunków klimatycznych pustyni ;-; Przecież to straszne D: No i ogółem dużo jest w tym opowiadaniu śmiania się z niczego, co nie trafia zbytnio do mnie. Do błędów na tle interpunkcyjnym nie będę się czepiać, bo przecież kto zwracałby na to uwagę *macha lekceważąco ręką*.
To był opierdol, chociaż coś z tego opierdolu mi umknęło... Może kiedyś sobie przypomnę C: Ciekawi mnie Twoja reakcja, jakbym napisała, że to była część przytulania xDDDD Nie no... Nie jestem taką biczą, na jaką wyglądam. Dobry ze mnie człowiek.
Teraz będę Cie tulić do swojej piersi i głaskać po główce, mówić jaka jesteś wspaniała i dlaczego, więc przygotuj sobie miękką poduszeczkę pod tyłek, bo kolana mam twarde 8D
Twoim dużym atutem, myślę, jest wiek. Masz dopiero trzynaście lat. Rozwiniesz się strasznie szybko, uwierz. Już teraz... no jest nieźle. Shot mi się strasznie spodobał :3 Ja zaczynałam o wiele później... No dobra, może nie tak o wiele, nie róbmy ze mnie starej miotły |D Zaczynałam później i nigdy pisać nie lubiłam... zawsze wolałam matmę. Zmieniło mi się, jak poszłam do gimnazjum. W każdym razie to nie moja autobiografia, tylko Twój rozdział/opowiadanie/shot/blog, więc w żadnym razie nie odsyłam Cię do piaskownicy X_X To byłoby... złe. Równie złe jak to, co piszę z Cherry. Twoje opowiadanie cechuje... śmieszna lekkość. To czyni je wyjątkowym. Śmieszne dialogi, które mnie osobiście rażą, ale ja to nie wszyscy, więc się zamknę, dają fajny klimat. Nie uważam, że w tych rozdziałach mało się dzieje, bo dzieje się dużo, naprawdę. Ja bym te trzy chyba rozpisała na dziesięć, więc uwierz, że tam wyżej się dzieje C: Jesteś wyjątkowa, wspaniała i Darsa pedofil lubi młode dupy *głaska dalej*.
1. Błagam, nie zruchaj ich szybko i nie rzuć ich sobie już za dwa rozdziały w ramiona ;-;
2. Nie pędź z akcją, bo jest fajnie, a nic nie niszczy tak opowiadań, jak zbyt szybka akcja fabuły.
3. Stonuj troszkę Gerarda, co? Tak dla mnie ;-; Oczywiście nie musisz, ale ... you know...
4. Liczę w przyszłości na jakieś opisy tyłka Party Poisona, bo jestem fanką jego pośladków w obcisłych rurkach.
Faza przytulania zakończona, chociaż miło mi się wygrzewały kolanka i z chęcią to powtórzę *w*
Och kurde, staph. Trafiłaś na mój wyśmienity dzień, którymi nie sypię niczym z rękawa, wiec zmykam, bo jeszcze moja dobra strona za bardzo się ujawni.
...dlaczego ty tu przyszłaś? ;____;
Usuńdziękuję za przytulanie i głaskanie po głowie, ale teraz mi smutno. *totalna demotywacja* idk, mój umysł tak działa. "spoczko, walcie krytyką prosto z mostu, przecie to nic". a jednak to coś. ;-;
dobra, oke, to nie koniec świata. przede wszystkim dziękuję & czuję się zaszczycona, że twoje szanowne dupsko postawiło swoją szanowną stópkę w moich skromnych progach. powinnaś na końcu komentarza dodać jeszcze wielkie "DARSA WAS HERE".
obawiałam się zawsze twojego przybycia tutaj. ;-; wręcz robiłam wszystko, żeby ukryć przed tobą tego bloga, Darsa. >:c wiedziałam, że to nie są twoje klimaty, ty jesteś na mroczna i zła, i w dodatku lubisz sypać krytyką w oczy biednych 13-letnich dziewczynek.
dobra, nie wiem, co napisać. |D na swoją obronę mam fakt, że to "opowiadanie" było kompletną improwizacją. pewnie nie potrwa zbyt długo, a gdy je skończę, mam zamiar zabrać się za coś bardziej ambitnego.
dziękuję jeszcze raz, a na Sabato już padł wyrok śmierci na to reklamowanie mojego bloga na swoim. c:
Czuję się teraz jak jakiś potwór, który zjada martwe płody młodych ofiar brutalnych gwałtów ;-;
Usuń1. Przede mną się nic nie ukryje (no może przesadziłam, ale drama musi być).
2. Nie lubię sypać krytyką w oczy biednych trzynastoletnich dziewczynek (nigdy nie zwracam uwagi na wiek, kiedy wyrażam swoja opinię).
3. Nie lubię w ogóle sypać krytyką, bo zawsze łatwiej przychodzi mi chwalenie kogoś, gdyż w innym razie czuję się jak suka.
4. Uważam, że wyrażam jedynie swoją szczerą opinię i nie chcę nikogo skrzywdzić, więc proszę, nie postrzegaj mnie jako wrednej małpy, która lubi psychicznie dręczyć swoje ofiary, bo mi smutno :<
c-czemu nie ma obserwatorów?
OdpowiedzUsuńwiesz, że mam zbyt leniwą dupę na to, żeby tu wchodzić co pięć minut i sprawdzać. ;-;
przecie jak wchodzisz na bloggera, to tam masz na dole listę czytelniczą i możesz dodać sobie, co zechcesz, dziffko. c:
Usuń*chowa się w kącie, machając rękoma i warcząc coś o tym, że nie jest godna takiej pięknej dedykacji, po czym jednak wychodzi z kąta i ze wzruszeniem rzuca się na Autorkę oraz mocno ją ściska* Tak wyglądałaby moja reakcja gdybym mogła Cię zobaczyć, ale nie mogę, więc po prostu wyobraź sobie, że właśnie przygniatam Twą biedną osobę swym wielkim cielskiem i bardzo dziękuję. Jejciu jaka śliczna dedykacja, chyba nigdy o takiej nie marzyłam. Mówiłam Ci, że nie jestem godna i byłam pewna, że zachowałam w sobie resztki jakiejś elokwencji, dzięki której Cię przekonam do tego, iż MI NIE MOŻNA NIC DEDYKOWAĆ. W SZCZEGÓLNOŚCI NIE TAKIE CUDOWNE RZECZY, MATKO AJHDAKDJAKSJASKDJSKJDADLJA ALE KOCHAM CIĘ. Kochamkochamkochamkocham. I kocham to opowiadanie, więc musisz je doprowadzić do końca, pięknie rozkręcić i nie zepsuć. Chociaż co do tego ostatniego bardzo się nie martwię, jesteś strasznie zdolna. Do pięknego pisania oczywiście, a nie do niszczenia. Ogólnie to nie wiem, ja tam bardzo lubię Twój styl pisania, jest taki lekki i zadziwiająco dojrzały zarazem, gdy się bierze pod uwagę Twój młody wiek. Jeju jesteś taka malutka i taka utalentowana! *w tym momencie pisząca komentarz znowu rzuca się na Autorkę, mimo że nie napisała choćby jednego sensownego zdania, które odzwierciedlałoby zachwyt całą tą twórczością* Jesteś cudowna. Serio. I jejciu, dziękuję Ci jeszcze raz za to. Obyś sypała takimi wspaniałymi dziełami dalej, ja tak bardzo kocham czytać to co piszesz, oczami wyobraźni patrzeć na Twoich walniętych bohaterów, na Franka i Gerarda, na mojego najfajniejszego Reja, wyobrażać sobie co będzie dalej, matko. Nie zdajesz sobie sprawy. PISZ DALEJ, MALUTKI, UTALENTOWANY CZŁOWIECZKU. DUŻO WENY I JESZCZE WIĘCEJ TAKICH PIĘKNYCH ROZDZIAŁÓW, SZOTÓW, WSZYSTKIEGO! <3
OdpowiedzUsuńfijewiosefjwvrve! <33
Usuńawwh, to naprawdę miłe. ;__; uwielbiam to uczucie po każdym pochlebnym komentarzu, gdy nagle zaczynam machać rękoma i dławić się powietrzem ze szczęścia.
"Jeju jesteś taka malutka i taka utalentowana!" idk, czuję się jak mały kotek drapany za uchem i głaskany po główce. ;-; a-ale to dobrze, lubię być rozpieszczana przez nieszczęśników, którzy czytają moje shity. c:
przede wszystkim baaardzo dziękuję za komentarz, powtórzę słowa wielu innych autorek wielu innych blogów - "to naprawdę wiele dla mnie znaczy". bo przecież tak jest, każdy osobny komentarz to opinia kolejnej niesamowitej osoby, która poświęciła trochę swojego czasu na przeczytanie mojej 'twórczości'. ;-;' a co do dedykacji to jak najbardziej na nią zasługujesz, wierz mi. <3
z innej beczki - weszłam sobie na twój profil na bloggerze, bo mówiłaś, że masz bloga, ale nic na nim nie ma. więc zawitałam na ową stronę i ugh. >:C taki piękny szablon, takie piękne wszystko, tylko czemu rzeczywiście nie ma ani jednego rozdziału? nakazuję ci PI-SAĆ. to jest coś między żałosnym błaganiem na kolanach a bezlitosnym rozkazem. naprawdę mam ochotę poczytać Twoją twórczość, bo z konwersacji z Tobą udało mi się wywnioskować, że jesteś ciekawą osóbką. i twoje Frerardy też byłyby zapewne ciekawe, więc... więc pisz. proszę. dla mnie? ;-;
dziękuję, życzę również weny i dużo pomysłów, bo chcę jeszcze w tym miesiącu zobaczyć rozdział na Twoim blogu. :c
OJEJOJEJOJEJOJEJOJEJOJEJ lubię ojejować, przepraszam. Aasdakdjskdjaklja jak uroczo, matko wyobraź sobie, że ściskam Cię znowu XD TAK WŁAŚNIE MIAŁAŚ SIĘ CZUĆ. A potem ten mały kotek odwróciłby się brzuszkiem do góry, aby podrapać go jeszcze tam i machałby łapkami w powietrzu? Asadkjaskdja nie nic, Twoja odpowiedź na mój komentarz jest taka kochana, że nielogicznie coś pieprzę. I NIE JESTEM ŻADNYM NIESZCZĘŚNIKIEM, to znaczy chyba jestem, ale Twoja twórczość (ekhem, przepraszam, ale nie nadaję Ci prawa nazywania tego co piszesz "szitami", "gównami" ani żadnymi innymi tego typu słowami!) tylko poprawia mi humor. Rozpieszczałabym Cię jeszcze bardziej, bo staram się bardzo dbać o swoje zwierzaczki, ale jak już wspominałam, trudno mi złożyć jakieś bardziej elokwentne zdanie, zawsze tak mam po przeczytaniu czegoś cudnego. Nie ma za co dziękować, aaaw jakie to kochane <3 I wiem, w i e m, że "mój" szablon jest przepiękny, najwspanialszy, jeju mogłabym go wychwalać całą noc, ale cóż. Przy takiej pięknej oprawie graficznej aż nieładnie wstawiać jakieś gówno, więc raczej nie mogę niczego tam umieścić. Nie umiem pisać, poważnie. I ani trochę nie jestem ciekawą osobą. W ogóle jak to jest, że pod Twoim ślicznym rozdziałem gadamy o mnie, co? Mam tu wychwalać Twoje dzieło, a nie.
UsuńNie zobaczysz, przepraszam :c Ale za to ja mam nadzieję, że szybko ujrzę rozdział albo miniaturkę u Ciebie, będę się dobijać na tt <3
NO WEŹ, NIE MOŻE BYĆ Z TYM PISANIEM AŻ TAK ŹLE. >:C skoro umiesz napisać ładny, skrzętny komentarz, to równie dobrze możesz pisać frerardy. NO PROSZĘ WEŹ CHOCIAŻ SPRÓBUJ JAKIEGOŚ SZOTA TAK DLA MNIE. ;___; nie dam ci spokoju, przysięgam, że nie dam.
UsuńNie umiem, serio. Chciałabym, lecz nie potrafię. Ale mój malutki utalentowany koteczku, mam nadzieję że poza odpisywaniem na komentarze zajmujesz się również rozdziałem, co? <3
Usuństaram się. D: jak na razie moi kochani rodzice zabrali mi laptopa i jestem skazana na telefon, więc rozdział powinien pojawić się koło... 28 sierpnia może. ._.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńwiesz, że nie mam zbytniej skłonności do MCR, ale od dwóch godzin słucham frankowego joyridingu (tak, skopałam)
OdpowiedzUsuńi pogłaszcz pieska ode mnie
hau!
'Rozdział powinien pojawic się koło 28 sierpnia.'
OdpowiedzUsuńZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ Z TEGO, ŻE JEST MAJ, KLUSKO?
Proszę Cię, napisz więcej, oh. Chcę więcej Pojsona Macacza.
.xoSassy
To opowiadanie zabiło mnie, jednak w tym dobrym sensie. Chciałbym, żebyś je kontynuowała.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już wszystko na Twoim blogu, jejej :D
OdpowiedzUsuńA ten rozdział okrooopnie mi się podoba. Siedzę z bananem na twarzy xD I wiem, że od dodania go minęło prawie 11 miesięcy, ale może chciałabyś wznowić jego pisanie? *oczka szczeniaszka* proszę? ;-;
I kocham Cię misiu, wiesz?
BŁAGAM DODAJ NOWY ROZDZIAŁ.
OdpowiedzUsuńTen słodki Poison jest powodem mojej radości kiedy pojawiają sie chmury c:
Ej ej ej ej ej ej ja chcę więcej ;____;
OdpowiedzUsuńTo ja się ujawnię, bo od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga, chociaż "pochłaniam" byłoby lepsze. A jako, że jestem kotem, a kot to stworzenie leniwe, to... No, nie chciało mi się komentować.
OdpowiedzUsuńAnyWay, przezwyciężyłam swoją naturę, bo się wkurwiłam.
Przeczytałam te trzy części na jednej biologii i Cię zabiję, jak nie będzie zaraz kolejnej części.
Plz, bo umrę.